CEO organizacji Remake Ayesha Barenblat i Elizabeth L. Cline z PayUp Fashion zorganizowały niedawno
konferencję
, na której liderzy związkowi i pracownicy przemysłu odzieżowego dyskutowali na temat aktualnej
sytuacji w Mjanmie
. Głównym tematem było to, jak przewrót wojskowy wpływa
na pracowników przemysłu odzieżowego
w regionie i jak marki, dla których pracują mieszkańcy regionu, pomagają - lub raczej nie pomagają im.
Protesty w Mjanmie rozpoczęły się 1 lutego, gdy wojsko przejęło kontrolę nad krajem, obalając wybrany w wyborach rząd Aung San Suu Kyi. Siły wojskowe zdecydowały się wówczas na brutalne rozprawienie się z demonstrantami, którzy sprzeciwiali się przewrotowi. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy w kraju zginęło ponad 500 osób, choć Stowarzyszenie Pomocy Więźniom Politycznym podaje, że liczba ta w rzeczywistości może być znacznie wyższa.
Organizacja Remake podaje, że do
brutalnego tłumienia protestów
doszło między innymi 14 marca. Tego dnia 60 pracowników sektora odzieżowego zostało zabitych "w Hlaingthaya, głównej strefie odzieżowej w Mjanmie".
Ko Aung z Federacji Pracowników w Majnmie podkreślił, że "pracownicy bardzo martwią się o swoje bezpieczeństwo. Według niego światowe
marki, które działają w Mjanmie powinny wywierać większy nacisk
na swoich dostawców, by ci dbali o swoich pracowników w trudnych czasach:
- Szyjemy dla
Mango, Zary, Primarka
. Głównie dla europejskich marek. Wojsko strzelało do nas z ostrej amunicji. Miało to duży wpływ na strefy fabryczne, wiele fabryk zostało zamkniętych. Bezpieczeństwo w drodze do pracy było wielkim problemem. Chcemy, by międzynarodowe marki naciskały na dostawców, by stanęli po stronie pracowników. Wielu pracowników w obawie o własne życie ucieka na wieś, tym samym skazując się na utratę pracy i trudne warunki socjalne - powiedział.
- Wielu pracowników uciekło ze stref przemysłowych z powodu masakr, które miały miejsce i nie czują się tam bezpiecznie, z tego powodu fabryki są w większości zamknięte - dodał z kolei Andrew Tillett-Saks z Solidarity Center.
Zamknięcie fabryk w ogromnym stopniu dotknęło główną strefę przemysłową w Hlaingthaya, która znajduje się poza stolicą kraju. Strefa ta posiada ponad 300 fabryk odzieżowych. Te, które pozostały otwarte zmuszają pracowników, by chodzili do pracy, nawet jeśli jest to dla nich niebezpieczne.
Kha Kha z Let's Help Each Other zabierając głos podczas konferencji, zauważył że wiele fabryk odzieżowych w tym regionie należy do Chin:
- Chińskie fabryki nie są zainteresowane przewrotem wojskowym. W rzeczywistości nie robią nic, aby pomóc pracownikom. Na przykład, wojsko wprowadziło
godzinę policyjną o 20:00
, ale niektóre fabryki wymagały od pracowników
pracy po tej godzinie
. Fabryki te szyją rzeczy dla marki Primark, H&M i Zara.
Serwis Highsnobiety zauważa, że marki nie pomagając w ogóle, jeszcze bardziej pogarszają i tak już trudną sytuację pracowników zakładów odzieżowych. Bez wsparcia muszą oni w zasadzie wybierać pomiędzy brakiem bezpieczeństwa i ryzykiem śmierci w drodze do pracy lub ucieczką na wieś i ryzykiem głodu, czy bezdomności.
- Podczas pandemii koronawirusa i spowolnienia gospodarczego, najbardziej niezbędni pracownicy sektora odzieżowego mieli do czynienia z najgorszym kryzysem humanitarnym w naszym życiu. W tym czasie doszło do redukcji wynagrodzeń i wzrostu przemocy ze względu na płeć. Wraz ze wzrostem autorytaryzmu i dyktatur na całym świecie, obserwujemy cofanie się praw pracowników przemysłu odzieżowego, a samo bezpieczeństwo pracowników ulega globalnej erozji - stwierdziła Ayesha Barenblat.
Związki zawodowe i pracownicy przemysłu odzieżowego domagają się, by
marki, dla których pracują, zapewniły znaczące wsparcie finansowe
.