fot. East News
Jak informuje portal o2.pl,
Sławomir Jastrzębowski
- były naczelny
Super Expressu
i szef Salon24.pl
odwołał
się
od wyroku skazującego go za
jazdę pod wpływem alkoholu
. W czerwcu sąd nałożył na niego karę czteroletniego zakazu prowadzenia pojazdów, grzywny i wpłaty na cele charytatywne.
Wyrok dotyczył zdarzenia z 29 marca 2018 roku. Według śledczych Jastrzębowski, prowadząc pod wpływem alkoholu, najechał na drzewka posadzone na terenie parkingu jednego z warszawskich hoteli. Kilkadziesiąt minut później został przebadany alkomatem.
- W takiej sytuacji powołujemy biegłego toksykologa, który przeprowadza
rachunek retrospektywny
: w oparciu o kilka parametrów bada, czy tendencja zawartości alkoholu w organizmie jest rosnąca czy malejąca. W przypadku pana Jastrzębowskiego tendencja była malejąca - był w fazie pozbywania się alkoholu z organizmu, co świadczy o tym, że ten alkohol został spożyty wcześniej, a nie stosunkowo niedawno - mówił wówczas
prok. Marcin Saduś
, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Według biegłych w czasie prowadzenia samochodu Jastrzębowski miał
między 1 a 2,34 promila alkoholu we krwi
.
Prokuratura zebrała
materiał dowodowy
: nagrania z monitoringu i zeznania recepcjonistki oraz świadka, który parę godzin wcześniej podał podejrzanemu znaczne ilości alkoholu. Sam Jastrzębowski przyznawał, że
tego dnia pił alkohol, ale dużo wcześniej
.
- Alkohol piłem między godz. 13 a 14 do obiadu, co jest na monitoringu hotelowym, a w samochodzie miałem być o 21. Wypiłem tyle, że spaliłem wszystko - to jest obliczone przez dwóch biegłych, lekarzy toksykologów. Nie ma takiej możliwości, żeby ten alkohol rzutował na to, że byłem nietrzeźwy o godz. 21 - mówił w rozmowie z Wirtualnymi Mediami.
- Kelnerka wezwała policję, bo podała mi piwo do obiadu i uznała, że skoro wsiadłem potem do samochodu, mogę być nietrzeźwy. Wobec mnie wysunięto zarzut, że wjechałem na trawnik. Nie potrąciłem nikogo, nie przekroczyłem prędkości.
Jastrzębowski uważa również, że
padł ofiarą policyjnej prowokacji
a wyniki badania alkomatem zostały sfałszowane.
- Zatrzymano mnie w pokoju hotelowym o godz. 22:15. Natomiast wyniki z alkometru mające świadczyć przeciw mnie są z godz. 21:42. Jest to w protokole z badania ręcznie napisanym przez policjanta. Czyli według policji podróżowałem w czasie, cofnąłem się o pół godziny? To niemożliwe. To znaczy, że to są czyjeś wyniki, nie wiem czyje, ale nie mogą być moje. Nie ma badania krwi, więc nie ma próbki DNA i nie wiadomo, kto dmuchał w alkometr. Ja nie mogłem dmuchać o godz. 21:42, skoro zatrzymano mnie o 22:15 - mówił Wirtualnym Mediom.
O rzekomych
nieprawidłowościach w śledztwie
prawnik Jastrzębowskiego powiadomił nawet prokuraturę. Postępowanie zostało jednak umorzone.
Tymczasem w czerwcy sąd nałożył na Jastrzębowskiego
czteroletni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych
, 6 tys. zł grzywny i nakaz wpłaty 5 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Jak informuje o2, teraz Jastrzębowski
odwołał się
od wyroku i czeka na rozprawę apelacyjną, termin nie został jeszcze wyznaczony.
- Sprawa jest w toku. Moje stanowisko się nie zmieniło - mówi szef Salonu24 w rozmowie z o2.
Zobacz też: