Wczoraj Sąd Okręgowy w Warszawie podtrzymał decyzję Sądu Rejonowego z zeszłego roku i potwierdził, że Arriva "
musi oddać pieniądze pasażerowi
, który przez
spóźniający się autobus musiał zamówić auto z Ubera".
Wyrok jest prawomocny.
We wrześniu 2017 roku
Tymon Radzik
, wówczas licealista i doradca minister cyfryzacji
Anny Streżyńskiej
spieszył się na spotkanie, jednak jego autobus nie przyjechał o czasie. Radzik
zamówił więc Ubera
, a
kosztami (22 zł) chciał obciążyć Arrivę
, która jest jednym z operatorów warszawskich autobusów.
Arriva nie chciała jednak zwrócić mu pieniędzy, stwierdzając, że
pasażer, w związku z korkami, powinien liczyć się ze spóźnieniami autobusów
. Radzik złożył więc pozew do sądu, który już w pierwszej instacji przyznał mu rację. Nakazał też Arrivie zwrot 22 złotych i kosztów sądowych.
"Sąd orzekł, że
przewoźnicy komunikacji miejskiej są odpowiedzialni za terminowość odjazdów środków publicznego transportu zbiorowego
. Rozkład jazdy musi być możliwie precyzyjny, a pasażer ma prawo móc na nim polegać" - relacjonował wówczas Radzik na Facebooku.
Arriva odwołała się od wyroku, wczoraj jednak
Sąd Okręgowy oddalił apelację
.
"Arriva Bus Transport Polska - przewoźnik komunikacji miejskiej
ponosi odpowiedzialność odszkodowawczą za opóźnienia środków transportu
, w tym w wyniku (zwyczajnych) zatorów drogowych. Wykazanie nadzwyczajnej sytuacji drogowej, niemożliwej do przewidzenia (nie są nią np. szczyty komunikacyjne, zapowiedziane roboty drogowe) dowodowo obciąża przewoźnika" - cytuje uzasadnienie sądu Radzik.
- Potwierdziło się, że
rozkład jazdy nie jest wyłącznie blankietową informacją, a wiążącym elementem umowy
, której przewoźnik musi dotrzymywać - mówi w rozmowie z Polsat News. - Godziny odjazdów powinny być realne. Wtedy przewoźnik nie poniesie odpowiedzialności, a pasażer zaplanuje czas trwania swojej podróży z dokładnością do kilku minut.