Protesty w Hong Kongu
, które rozpoczęły się na początku
czerwca tego roku,
wywołane zostały projektem
ustawy ekstradycyjnej,
na podstawie której osoby podejrzane mogłyby być stawiane przed sądami w Chinach kontynentalnych. Oprócz tego według projektu chińscy urzędnicy mogliby konfiskować lub zamrażać aktywa mieszkańców Hong Kongu. W praktyce każdemu, kto w jakikolwiek sposób wyraziłby niezadowolenie wobec chińskiego reżimu groziłoby długoletnie więzienie albo nawet śmierć.
Demonstrujący oprócz wycofania się z prac na ustawą domagają się
dymisji obecnych władz
,
demokratycznych wyborów władz regionu,
niezależnego śledztwa w sprawie nadużywania siły przez policję, amnestii dla wszystkich zatrzymanych demonstrantów i nie nazywania protestów zamieszkami.
Dziś władze Hong Kongu formalnie wycofały z regionalnego parlamentu projekt nowelizacji prawa ekstradycyjnego
. Już na początku protestów szefowa administracji Hong Kongu Carrie Lam poinformowała, że prace nad projektem zostały zawieszone, jednak brakowało na to formalnego potwierdzenia.
Szefowa administracji Hong Kongu wykluczyła jednak dalsze możliwości ustępstw wobec protestujących.
Co więcej, na początku października sięgnęła po kolonialne regulacje kryzysowe i wprowadziła zakaz zakrywania twarzy podczas demonstracji.
Policja w toku protestów zatrzymała już co najmniej 2600 osób.
Części z nich postawiono zarzuty udziału w zamieszkach, za co grozi do 10 lat więzienia. Oprócz tego funkcjonariusze
postrzelili też dwóch nastoletnich demonstrantów ostrą amunicją.