Od poniedziałku
w Holandii
zamknięte są wszystkie szkoły, restauracje i kluby. Zakaz działalności dotyczył też popularnych
coffee shopów
sprzedających marihuanę. W niedzielę ustawiały się przed nimi długie kolejki.
Politycy zaczęli się jednak obawiać, że zamknięcie coffee shopów spowoduje
chaos i powrót czarnego rynku
. Marihuana w Holandii jest tolerowana, ale nigdy nie została w pełni zalegalizowana. Jej sprzedaż poza oficjalnymi kanałami jest przestępstwem.
Lokalne media już w poniedziałek zaczęły informować, że na ulicę wyszli dilerzy, a w mediach społecznościowych zakamuflowane "namiary" na obiecujące i regularne dostawy marihuany.
W poniedziałek wieczorem burmistrzowie miast zorganizowali nadzwyczajne spotkanie i wyrazili swoje
zaniepokojenie "
potencjalnym wzrostem przestępczości ulicznej" związanej z zamknięciem coffee shopów.
W odpowiedzi rząd zgodził się, aby
były one otwarte, pod warunkiem, że klienci utrzymają między sobą wystarczającą odległość
. Decyzja o ponownym otwarciu ma należeć do właścicieli coffee shopów.
Jak zauważa Washington Post, w każdym kraju istnieją jakieś
wyjątki od reguły
, punkty, które mimo restrykcji mogą pozostać otwarte i świadczą o "priorytetach mieszkańców".
Przykładowo,
we Francji
wciąż można zrobić zakupy w sklepach z winami i tytoniem.
W Belgii
otwarte są natomiast stoiska z frytkami, ale mogą sprzedawać jedzenie na wynos. Rząd uznał, że ich zamknięcie ich byłoby poważnym ciosem psychicznym dla mieszkańców.