Instagram
Choć przypadki koronawirusa
potwierdzono już we wszystkich 50 stanach
, amerykańscy studenci jeszcze do wczoraj nie chcieli rezygnować z imprezowania.
W USA trwa obecnie
sezon na "spring breaks"
, czyli
ferie wiosenne
. Jedną z imprezowych "stolic", które w tym czasie przechodzą prawdziwe oblężenie, jest Miami. Na okolicznych plażach tysiące studentów piją od rana do nocy, nie zważając na pandemię. Widać to po relacjach w mediach społecznościowych, oznaczonych hashtagiem
#SpringBreakMiami
.
Wygląda to mniej więcej tak:
Od kilku dni władze Miami próbują
ograniczyć imprezy
. W sobotę oficjalnie zamknięto Miami Beach, co jednak nie rozwiązało problemu bawiących się w dużych grupach studentow. W poniedziałek postanowiono więc wprowadzić
godzinę policyjną
. Nie obyło się bez starć z policją, w trakcie których jeden mężczyzna został postrzelony.
We wtorkowy wieczór w Miami Beach wprowadzono
zakaz zgromadzeń powyżej 10 osób
, co ostatecznie zakończyło tamtejszy "spring break". Za złamanie zakazu grozi teraz grzywna w wysokości 500 dolarów lub nawet 60 dni w więzieniu.
- Macie matki, macie babcie, a może nawet prababcie.
Dla nich ten wirus może być zabójczy
- próbował tłumaczyć studentom burmistrz Miami Beach,
Dan Gelber
.