fot. East News
9 sierpnia
na
Białorusi
odbędą się
wybory prezydenckie
. Wystartuje w nich oczywiście obecnie urzędujący prezydent
Aleksander Łukaszenka
.
Obrońcy praw człowieka już teraz mówią wprost, że obecna kampania wyborcza jest
niedemokratyczna
. W aresztach
osadzonych jest obecnie sześcioro kandydatów na prezydenta
. Od początku maja policja tłumi wszelkie
demonstracje
przeciwko prezydentowi. Zatrzymano już setki osób.
Łukaszenka twierdzi, że za protestami stoją "obce siły, które chcą zaszkodzić Białorusi".
W związku z napięta sytuacją na Białorusi głos w sprawie zabrały
byłe gwiazdy białoruskiej telewizji
.
Publicznie przepraszają one swoich widzów za to, że wcześniej pracowali dla telewizji sterowane przez Aleksandra Łukaszenkę.
Natalla Kopacewa
, dziennikarka Białoruskiej Telewizji (BT) nagrodzona w 2010 roku za najlepszy reportaż napisała na swoim Instagramie, że nie chce żyć w strachu przed tym, że za protest trafi do aresztu:
-
Chcę i jestem zobowiązana każdego z was przeprosić i teraz jest na to najlepszy moment.
Przyjaciele i krewni już od dawna wiedzą, za co jest mi wstyd. Przede wszystkim za to, że 15 i nawet 10 lat temu byłam młoda i głupia, a cierpieli przez to inni - napisała Kopacewa.
- Mam 33 lata, a tam nic się nie zmienia. Do nagrywania protestów ulicznych wysyłają absolwentów. Niewolników, jak nazywają ich dojrzali… propagandyści, bo jak ich nazwać. Oni sami tam nie jeżdżą i nie jeździli. Boją się, bo ich twarze są zbyt dobrze ludziom znane - dodała Kopacewa.
Kopacewa tłumaczy jak działają białoruskie media i w jaki sposób zwabiani są do nich pracownicy. Dziennikarka opowiada, że wszyscy, którzy trafiają do telewizji przechodzą
"pranie mózgu"
. Za pracę otrzymują podziękowania, premie i darmowe mieszkania”
"I teraz ci ludzie będą walczyć nie za swoje władze, ale o własną "strefę komfortu". Dla mnie oni wszyscy są jak jednej sztancy. A my wyrwaliśmy się z niej. Ja i moi koledzy zrozumieliśmy, jak straszny był ten dom wariatów. Piszę i wiem, że jakiekolwiek słowa dobiorę, wszystko zostanie zweryfikowane
. Nie tłumaczę się. Proszę o wybaczenie"
- napisała dziennikarka.
"Mam nadzieję, że nie sięgną po kule.
Uratować nas może tylko jedno. Solidarność
. Dziesiątki, setki tysięcy, których nie można upchnąć do więźniarki" - dodała.
Głos zabrał też
Arciemis Achpasz
były prowadzący programy w państwowych stacjach ONT, BT i STB.
"
Wszystko, co pokazuje państwowa telewizja to kłamstwo i propaganda
. Białoruś to kraj, w którym dorósł mój syn. I mam nadzieję, że dorosną w niej też inne moje dzieci. Przyszłość mojego kraju nie jest mi obojętna” - zadeklarował dziennikarz.
Dziennikarz zwrócił się
także do funkcjonariuszy służb
:
"
Willa, mieszkanko, premia, medal. Naprawdę jesteście za to gotowi sprzedać swój naród?
Jesteście gotowi sprzedać swój honor i męstwo?" - powiedział Arciemis Achpasz.
Była
rzeczniczka prasowa stacji ONT Tacciana Kurbat
powiedziała na Instastory, by nie wierzyć białoruskiej telewizji. Nawiązała też do sytuacji z 2010 roku:
- Jestem pewna, że pamiętacie program "Wybar", gdy Siarhieja Darafiejewa zwolniono z pracy prawie na żywo. Dlatego, że odszedł od uzgodnionego scenariusza nie mogąc ukryć swojego oburzenia i przekonań. Przez to odpowiedzialna za liczenie głosów wybiegła ze studia. Miałam 23 lata. Ze wstydu nie rozumiała, co się dzieje. Po tej strasznej nocy, gdy prysnęły iluzje, wszyscy szybko doszli do siebie
. Zabroniono mi mówić innym mediom, że zniknięcie Darofiejewa było związane z polityką
. "Inaczej trafisz tam, gdzie twój Darafiejew" - powiedział mi kierownik.
Było mi wstyd i ciężko. Czułam się obrzydliwie
- stwierdziła.