Wczoraj
dziennikarze radia TOK FM
otrzymali od
Głównego Inspektoratu Weterynarii
pismo o
stanie zdrowia tygrysów,
które utknęły na przejściu granicznym w Koroszczynie. Okazuje się, że według opinii instytucji "
stan zwierząt nie budził zastrzeżeń i były one zdolne do dalszej podróży".
"Stan zdrowia zwierząt nie budził wątpliwości, zarówno podczas przeprowadzanej kontroli dobrostanu przy wyjeździe, jak również podczas oględzin osób posiadających kwalifikacje do oceny stanu zdrowia zwierząt dzikich utrzymywanych w niewoli z Ogrodów Zoologicznych w Poznaniu i Człuchowie.
Doniesienia medialne co do tragicznej kondycji zwierząt należy uznać za nieprawdziwe
" - napisano w opinii GIW-u, którą otrzymali dziennikarze TOK FM.
22 października wyruszył
transport 10 tygrysów z Włoch do Dagestanu.
Na
przejściu granicznym z Białorusią kierowcy odmówiono wjazdu.
Najpierw okazało się, że kierowcy obsługujący transport nie mieli wiz, później zaś wyszło na jaw, że brakuje wymaganych przy transporcie żywych zwierząt dokumentów.
Okazało się także, że
zwierzęta były przewożone w dramatycznie złych warunkach
. Tygrysy były zamknięte w klatach przeznaczonych do przewożenia koni.
Jednego zwierzęcia niestety nie udało się uratować.
Powodem jego śmierci była niedrożność przewodu pokarmowego, spowodowana najprawdopodobniej karmieniem tygrysa kurczakami:
- To jest taka karma, która zapycha przewód pokarmowy i to było jedną z przyczyn śmierci tygrysa, który nie doczekał ratunku na terenie zoo - tłumaczyła kilka dni temu dyrektor ogrodu zoologicznego w Poznaniu Ewa Zgrabczyńska.
Główny Inspektorat Weterynarii
w rozmowie z TOK FM stwierdził, że stan zwierząt na granicy polsko-białoruskiej "
nie budził zastrzeżeń i były one zdolne do dalszej podróży":
- Podczas przeprowadzonej kontroli w zakresie dobrostanu zwierząt (...) nie stwierdzono uchybień dotyczących ani kondycji zwierząt, ani ich zdolności do dalszej podróży. W toku kontroli stwierdzono prawidłowość zatwierdzenia środka transportu przez właściwą władzę weterynaryjną we Włoszech - w tym do transportu zwierząt w klatkach, jak również zatwierdzenie organizatora transportu do takiej działalności przez właściwą władzę włoską. Przed wyjazdem z Włoch urzędowy lekarz weterynarii zezwolił na załadunek zwierząt oraz stwierdził, że zwierzęta były w stanie kwalifikującym je do planowanego przewozu(...).
Na granicy polsko-białoruskiej polski inspektor weterynaryjny po otwarciu środka przewozu dokonał oględzin zwierząt. W momencie przeprowadzania kontroli dobrostanu w transporcie stan zwierząt nie budził zastrzeżeń i były one zdolne do dalszej podróży
(...)" - odpowiedział TOK FM Główny Inspektorat Weterynarii.
Na słowa Głównego Inspektoratu Weterynarii odpowiedziała
Ewa Zgrabczyńska, dyrektorka poznańskiego zoo, które przyjęło zwierzęta:
-
Tygrysy były w dobrej kondycji? Pani chyba żartuje!.
Jesteśmy w tej chwili po oględzinach wykonanych przez panią doktor specjalizującą się w akcjach ratunkowych prowadzonych przez Adwokatów Zwierząt. Do tej pory, po naszej kilkudniowej opiece, tygrysy są w kondycji dramatycznej. Zwierzęta są wyniszczone.
Ten, kto przepuścił ten transport do Białorusi, naruszył ustawę o ochronie zwierząt i jest współwinny. Nie mamy co do tego najmniejszych wątpliwości.
Mój lekarz weterynarii, który był na miejscu, stan zwierząt określił jako dramatyczny - powiedziała.
Lekarz z poznańskiego zoo dr Jarosław Przybylski,
który był przy transporcie zwierząt do zoo,
jest oburzony opinią GIW.
-
Nie bardzo rozumiem, jak można stwierdzić, że zwierzęta są dobrze przewożone, skoro jedno z nich nie żyje.
Tłumaczy też, że nie wyrażał nigdzie na piśmie opinii, że zwierzęta są w dobrej kondycji. - Jedyny protokół, jaki zostawiłem, to protokół z sekcji zwłok - stwierdził w rozmowie z TOKFM.
Na facebookowym profilu zoo
udostępniono
materiał
w jakim stanie były tygrysy, które przewieziono do Poznania.
Portal gazeta.pl informuje też, że
w poznańskim zoo pojawił się powiatowy lekarz weterynarii i zarządził 30-dniową kwarantannę. Powodem miało być przyjęcie tygrysów "o nieznanym statusie epizootycznym".
- Na wstępie usłyszałam od powiatowego lekarza weterynarii, że przyjechał na kontrolę
, bo inne ogrody zoologiczne domagają się odebrania nam statusu jednostki zatwierdzonej.
Nasza wina ma polegać na przyjęciu tygrysów - powiedziała nam dyrektorka poznańskiego zoo Ewa Zgrabczyńska.
Jak podaje
Gazeta
, status jednostki zatwierdzonej pozwala ogrodom zoologicznym wymieniać się zwierzętami bez wymaganej prawem kwarantanny. Jest to potwierdzenie tego, że zwierzęta przebywające w danym ogrodzie same pochodzą z zatwierdzonego źródła.
Dyrektorzy innych ogrodów zoologicznych mają nie przepadać za dyrektorką zoo w Poznaniu. Nie podoba im się przygarnianie zwierząt.
Twierdzą, że nie jest to rola zoo.