Obrońca Ruperta Stadlera potwierdził w środę przed Sądem Okręgowym w Monachium, że
były prezes Audi chce przyznać się do winy
za dwa tygodnie w procesie o oszustwo związane z podawaniem emisji spalin. Jednocześnie zgadza się na propozycję sądu dotyczącą ugody, która zakłada zawieszenie kary dla mężczyzny pod warunkiem, że
złoży obszerne zeznania
i zapłaci 1,1 miliona euro nawiązki na cele społeczne.
W 2015 roku amerykańska Agencja Ochrony Środowiska ujawniła, że oprogramowanie sterujące silnikami Diesla w autach marek Audi, Volkswagen i Porsche
wypacza wyniki kontroli emisji spalin
: wykazywana wartość emisji spalin mierzona na stanowiskach testowych znacznie różniła się od faktycznych zanieczyszczeń emitowanych w codziennej eksploatacji samochodów.
Według wstępnej oceny sędziów Stadler "najpóźniej do lipca 2016 roku powinien wiedzieć, że wartości pomiarów spalin mogły zostać zmanipulowane". Były prezes Audi nie poinformował jednak kontrahentów i pozwolił, żeby sprzedaż samochodów z oprogramowaniem trwała do początku 2018 roku.
Die Welt przypomina, że były prezes przez lata
twierdził, że jest niewinny
. Współoskarżeni, czyli były szef działu rozwoju silników Wolfgang Hatz oraz konstruktor silników Giovanni Pamio, przyznali się do winy na wcześniejszej rozprawie.
Dzięki ugodzie Stadler może zostać skazany na od 1,5 do 2 lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Bez przyznania się do winy oskarżony mógłby trafić do więzienia, a proces trwałby znacznie dłużej.
"W sumie skandal kosztował grupę do tej pory ponad 30 miliardów euro" - podkreśliła redakcja Die Welt.