Niezależny rosyjski portal Mediazona opisał historię Adama Kalinina z południa Rosji (dane zmienione ze względów bezpieczeństwa), który
od miesiąca ukrywa się w lesie przed mobilizacją
. W przeszłości mężczyzna protestował przeciwko inwazji w Ukrainie, za co sporządzono wobec niego kilka protokołów
Kalinin, który na co dzień jest programistą, zdecydował, że nie chce iść na wojnę ani opuszczać kraju. Dlatego wykorzystał modemy, anteny, siekiery czy panele słoneczne i ukrył się w dziczy. Mężczyzna wielokrotnie w przeszłości wyjeżdżał pod namiot, dlatego nowe warunki nie stanowią dla niego dużego problemu.
Swoje życie opisuje na Telegramie, gdzie przyznał, że w realizacji planu stale pomaga mu żona. Przygotował także dwa namioty - jeden do spania, drugi do pracy.
"Mam je rozdzielone, bo w lesie jest dobre miejsce, tam nie wieje, jest słońce, polana, wszystko fajnie. Ale nie ma internetu. A tam, gdzie jest biuro, pogoda nie jest zbyt dobra, jeśli wieje wiatr, jest tam dość obrzydliwie, ale jest internet" - napisał.
Z kolei zapasy jedzenia, herbatę, kawę, cukier schował w pojemniku na śmieci oddalonym godzinę drogi od swojego obozu, do którego chodzi raz na jakiś czas.
Rosjanin podkreślił, że
zmobilizowani trafiają do ośrodków szkoleniowych, gdzie warunki są pewnie gorsze niż w jego namiotach
.
"Nikomu nie są potrzebni, trzeba samemu wszystko zdobywać, kupować. I nie wiadomo po co w ogóle tam jesteś. Niektórzy to tłumaczą np. długiem wobec ojczyzny. Ale ja nie widzę w tym żadnych plusów. Nikogo nie bronimy, oczywiście, tylko napadamy. To bardzo przykre" - podkreślił.