fot. EastNews
Prezydent
Andrzej Duda
powołał dziś sędziego
Kamila Zaradkiewicz
a na
"komisarza" Sądu Najwyższego
. To on tymczasowo pokieruje pracami SN,
przejmując obowiązki Małgorzaty Gersdorf
.
Dziś kończy się sześcioletnia kadencja Gersdorf. Z uwagi na wprowadzony stan epidemii dwukrotnie nie zebrało się Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN, które miało wyłonić kandydatów na nowego prezesa. Gersdorf proponowała, aby jej obowiązki przejął najstarszy stażem sędzia SN,
Józef Iwulski
.
Na to nie zgodził się jednak Andrzej Duda i dzięki uprawnieniom z tzw. ustawy kagańcowej powołał Kamila Zaradkiewicza na pełniącego obowiązki prezesa czyli tzw. komisarza. On w ciągu siedmiu dni
będzie musiał zwołać Zgromadzenie Ogólne
, które dokona wyboru kandydatów na prezesa SN.
Decyzja Andrzeja Dudy budzi kontrowersje ze względu na postać Zaradkiewicza, który był
bliskim współpracownikiem Zbigniewa Ziobro
. Do czerwca 2016 roku był dyrektorem w zespole orzecznictwa i studiów Trybunału Konstytucyjnego, został jednak zwolniony w związku z konfliktem z prezesem TK,
Andrzej Rzeplińskim
. W momencie największego sporu o TK stanął po stronie PiS. Z TK trafił do Ministerstwa Sprawiedliwości.
Do Sądu Najwyższego trafił
w 2018 roku po rekomendacji tzw. nowej KRS
. Sprzeciwiała się wówczas temu
Krystyna Pawłowicz
, Zaradkiewicza bronił jednak Zbigniew Ziobro.
- Z pewnego punktu widzenia to jest naturalny dla tej władzy ruch. On ma zapewnić jednolitość myśli między władzą ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Jednolitość, która jest niezgodna z polską konstytucją, bo ona wymaga, żeby sądownictwo było niezależne. To kolejny ruch, który ma zapewnić, żeby wszyscy z Polsce myśleli tak samo jak PiS i dlatego jest to zła decyzja dla polskiej demokracji i praworządności - komentuje na antenie TVN24
Marcin Matczak
z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
Zaradkiewicza bronią politycy PiS, m.in.
Patryk Jaki
.