Wanda Traczyk-Stawska
we wczorajszych Faktach po Faktach w TVN24 odniosła się do swoich słów z niedzielnej manifestacji w Warszawie. Przypomnijmy, że uczestniczka Powstania Warszawskiego ze sceny zwróciła się do
narodowców
, którzy zagłuszali jej wystąpienie.
-
Milcz, głupi chłopie. Milcz, milcz, milcz, chamie skończony
. Milcz, bo ja jestem żołnierzem, który pamięta, jak krew się lała, jak moi koledzy ginęli, ja tu po to jestem, żeby wołać w ich imieniu. Nigdy nikt nie wyprowadzi nas z mojej ojczyzny, która jest Polską, ale także nikt z Europy, bo Europa to moja matka także - mówiła.
Na antenie przyznała, że nie była obrażona, ale czuła się
wściekła
.
- Byłam zmartwiona, że przedobrzyłam. Nie uzgadniałam tego z nikim, sama nie przewidywałam, że
będę miała do czynienia z takim chamstwem
- stwierdziła. - Jeżeli oni noszą nasze symbole, to niech się zachowują tak jak my, a jak nie to precz.
Dodała, że mogłaby się spotkać z Robertem Bąkiewiczem, ale musiałaby go zapytać "jaką ma armię i jak wyposażoną". Dodała, że patriotyzm narodowców jest "wypaczony".
- Jestem żołnierzem i
wiem, po co się tworzy takie hordy, które mają pilnować
, widziałam je w Niemczech.
- Musimy być czujni, bo nie możemy dać się wyprowadzić z Unii, w żadnym razie. Jest w tej chwili realne niebezpieczeństwo. Nasi władcy uważają, że to oni mają prawo być tym wyjątkowym państwem, któremu się należą specjalne względy i ma być nasze prawo wyższe - mówiła. - To, że chcą nas wyprowadzić z UE, jest naszą największą
groźbą
.