We wtorek 5 marca Komisja Europejska opublikowała dokument, w którym uznała na podstawie zgromadzonych dowodów, że chińskie pojazdy elektryczne są subsydiowane przez władze, co zwiększa ich konkurencyjność w nieuczciwy sposób. Dochodzenie w tej sprawie ma zakończyć się w listopadzie, a
tymczasowe cła
mogą zostać nałożone jeszcze w lipcu tego roku, ponieważ czekanie do oficjalnego werdyktu może wyrządzić nieodwracalne szkody dla przemysłu. Wskazano, że od rozpoczęcia śledztwa w październiku 2023 roku import pojazdów elektrycznych z Chin wzrósł o 14 proc.
Cło będzie obejmowało
wszystkie pojazdy
, które trafiły na unijny rynek od 7 marca 2024 roku, poza autobusami elektrycznymi.
Zdaniem zastępcy dyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich Jakuba Jakóbowskiego cła mogą uderzyć również w pojazdy Tesli, Dacii czy Volvo, które są produkowane w Chinach.
Z danych Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Pojazdów (ACEA) z 2019 roku wynika, że chińskie samochody stanowiły wówczas 0,4 proc. sprzedaży nowych aut z napędem bateryjnym w Unii Europejskiej. W 2020 roku było ich już 1,4 proc., w 2021 roku 1,7 proc., a z końcem 2022 roku - 3,7 proc. Komisja Europejska przewiduje, że w 2025 roku będzie ich nawet
do 15 proc.
Chińskie pojazdy elektryczne są przynajmniej o 20 proc. tańsze od europejskich samochodów, ponieważ strategiczna polityka Chin obejmuje wydobycie i rafinację surowców, produkcję, budowę sieci ładowania czy tanią energię.
- Europa jest otwarta na konkurencję, ale nie na wyścig w stronę dna. To zaburza nasz rynek - ostrzegała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.