Dziennik Wschodni
informuje o skandalu, do którego doszło
w jednym z salonów jubilerskich w Lublinie.
Okazało się, że 42-letnia
Joanna D
. kierowniczka salonu jubilerskiego w centrum Lublina regularnie
okradała swojego pracodawcę
. Kobieta
zabierała ze sklepu łańcuszki, bransoletki
, kolczyki, pierścionki naszyjniki i zegarki. Towar następnie sprzedawała. W jego miejsce
w salonie pojawiały się "zamienniki",
które przywoził jej partner Marcin F.
Jak wynika z ustaleń śledczych, oprócz zamiany towaru Joanna D. wraz z Marcinem F.
usuwali brylanty z pierścionków i zastępowali je cyrkoniami.
Mężczyzna miał wozić pierścionki z brylantami do rzemieślnika, który je wymieniał. Z ustaleń prokuratury wynika, że rzemieślnik nie wiedział, że pracuje na ukradzionej biżuterii.
Z akt sprawy wynika, że
ze sklepu zniknął towar o wartości ponad 330 tys. zł.
Sprawą zajmuje się teraz Sąd Okręgowy w Lublinie.
Joanna D. tłumaczyła śledczym, że pierścionki z cyrkoniami nigdy nie trafiły do klientów. Podobnie jak inne zamienniki. Według niej miały być one przechowywane w sklepie, w specjalnym magazynie, a wyciągane były z niego tylko podczas inwentaryzacji.
Według ustaleń prokuratury kobieta podmieniła brylanty na cyrkonie w 9 pierścionkach.
Para oszustów wpadła przez czujność swojej przełożonej. Szefowa Joanny D. zorientowała się, że kobieta chce sprzedać klientowi zegarek po mocno zaniżonej cenie, później zwróciła uwagę, że część produktów ma nieprawidłowe oznaczenia. W związku z tym zarządziła inwentaryzację, która wykazała braki na ponad 330 tys. zł.
Śledczy w domu Joanny D. znaleźli część biżuterii wyniesionej z lubelskiego salonu.
42-latka przyznała się do winy. Podpisała zobowiązanie, w którym uznała swój dług wobec pracodawcy.
Joanna D. będzie odpowiadała za przywłaszczenie kosztowności należących do jej pracodawcy.
Grozi jej do 5 lat więzienia.
Jej partner nie przyznał się do postawionych mu zarzutów.