14 marca dziennikarka
Marina Owsiannikowa wtargnęła do studia
programu informacyjnego w rosyjskim Pierwyj Kanale z transparentem zawierającym hasła: "Nie dla wojny", "Rosjanie przeciw wojnie" po angielsku i rosyjsku. Kobieta została ukarana
grzywną w wysokości 30 tysięcy rubli
(około 1225 zł), po czym została zwolniona z aresztu. K
iriłł Klejmenow
, dyrektor rosyjskiego Pierwyj Kanału, oskarża teraz dziennikarkę o zdradę.
Rosjanka została oskarżona o "zorganizowanie nieautoryzowanego wydarzenia publicznego" za co grozi grzywna w wysokości 30 tysięcy rubli lub 10 dni więzienia. Sąd podjął decyzję o grzywnie:
Klejmenow po tygodniu od zdarzenia skomentował pierwszy raz manifestację Owsiannikowej.
- Niedługo przed [wtargnięciem do studia - red.] i zgodnie z naszymi informacjami,
Marina Owsiannikowa rozmawiała z brytyjską ambasadą
. Kto z was odbywa rozmowy telefoniczne z zagranicznymi ambasadami? - mówił podczas transmisji na Telegramie.
Nowaja Gazeta relacjonuje, że dyrektor podkreślił zalety aktualnej sytuacji, która pozwala mu dowiedzieć się wielu nowych rzeczy o swoich pracownikach.
- Spontaniczny wybuch emocji to jedno. Ale zdrada to coś innego. Zwłaszcza, kiedy
ktoś zdradza swój kraj, zdradza nas wszystkich
, ludzi, z którymi pracował ramię w ramię przez prawie 20 lat. Zdradziła nas na zimno, z pełną rozwagą, dla twardo wynegocjowanej premii. Nawiasem mówiąc, żeby nie stracić pensji, akcję z plakatem zaplanowała dokładnie tak, żeby najpierw dostać wypłatę - tłumaczył.
Według Klejmenowa, zdrada zawsze jest osobistym wyborem.
- Nie możesz kogoś przed nią powstrzymać czy uratować, nawet jeśli wcześniej wiesz o jego planach. Ale trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Poza tym, gdyby dobrze znaną transakcję zaprzedania przyjaciela za 30 srebrników nazwano "impulsem serca", historia świata potoczyłaby się inaczej - dodał.
W międzyczasie Owsiannikowa udzieliła wywiadu opublikowanego przez Nowają Gazetę.
- Nie czuję się bohaterką. Oczywiście, to był akt odwagi, ale teraz przede wszystkim
uważam się za wykończoną i zmęczoną osobę
. Mój syn mi powiedział, że zrujnowałam życie całej rodziny, ale odpowiedziałam mu, że czasem trzeba zrobić coś lekkomyślnego, żeby życie stało się lepsze - uznała w rozmowie.
Dziennikarka odpowiedziała również na zarzuty odnośnie współpracy z Zachodem. Kobieta na początku chciała dołączyć do protestów na ulicach, ale postanowiła zorganizować bardziej efektywny protest.
- To był mój pomysł. Nie powiedziałam o nim nikomu. Nikt nic nie wiedział - podkreśliła.