Kilka dni temu na youtubowym kanale influencerki Moniki Kociołek pojawił się film, w którym cały dzień chodzi po restauracjach z innymi influencerami. Na jednym z fragmentów widać, jak Monika, jej chłopak oraz ich gość Karol Pieszko byli
zirytowani z powodu przedłużającej się obsługi
w jednym z lokali. Influencerzy denerwowali się na kelnerkę, ponieważ ich zamówienie było niepełne.
Pod filmem pojawiło się mnóstwo
negatywnych opinii
z powodu zachowania youtuberów. Kociołek tłumaczyła, że "nic nie zrobiła" oraz żaliła się na hejt, który ją spotkał. Dodała, że podczas opuszczania restauracji Pieszko podszedł do kelnerki i zapewnił ją, że wszystko było "na żarty".
Szerzej o sprawie pisaliśmy tutaj:
Tłumaczenie influencerki nie pomogło, dlatego w końcu zdecydowała się przeprosić, choć film ze wspomnianą sytuacją wciąż można obejrzeć na jej kanale.
- Bardzo dużo myślałam, bardzo dużo analizowałam. Wasze komentarze
dały mi do myślenia
i jest mi głupio. Dobrze, że ta sytuacja się wydarzyła, bo wiem, gdzie popełniłam błąd, wiem, jak zachować się w przyszłości. Niepotrzebnie odezwałam się tak emocjonalnie i atakująco na InstaStories. Jestem na siebie zła [...], szanuję zawsze każdego i każdą pracę - przyznała.
Wideo nagrała na obozie dziecięcym ze swoimi widzami, który zorganizowała agencja Spotlight. Koszt wyjazdu to 2550 zł.
Do sprawy odniósł się również główny bohater zamieszania, czyli Pieszko. Influencer żałuje swojego zachowania, choć, jak podkreślił, "nie miał złych intencji".
- Byłem dzisiaj w tej restauracji, żeby porozmawiać z kelnerką i zapytać, jak się czuje, a przede wszystkim przeprosić za moje zachowanie. Niestety nie spotkałem się z nią, ale na pewno tego tak nie zostawię. [...] Żałuję, że potraktowałem ją jako pracownika, a nie po prostu jako
ludzką osobę czy człowieka z emocjami
. Ja powinienem mieć na uwadze, że to może nawet człowieka załamać - stwierdził.
Dodał, że zabrakło u niego empatii oraz zapewnił, że nie zamierza się wybielać.