Protest Keep Britain Free, Londyn 19.07.2020, fot. AFP/East News
Od 24 lipca w Anglii będzie obowiązywał
nakaz zasłaniania ust i nosa w sklepach
. Za brak maseczki grozi
mandat w wysokości 100 funtów
. Zdaniem ekspertów decyzję w tej sprawie podjęto stosunkowo późno i w zasadzie pod presją, którą wywołało wprowadzenie takiej regulacji w Szkocji.
Nie wszyscy zgadzają się oczywiście z nowymi zasadami. Przeciwnicy maseczek, a wśród nich głównie
antyszczepionkowcy, "koronasceptycy" i przeciwnicy 5G
zorganizowali wczoraj protest pod hasłem
"Keep Britain Free".
Protestujący zebrali się w londyńskim Hyde Parku bez maseczek lub w maseczkach z wyciętymi dziurami.
Na koszulkach i banerach dominowały takie hasła jak "Nie będę nosił maseczki i nie dam się zatruć", "Nie dla 5G, nie dla szczepień" i "Kwestionuj wszystko".
Jedna z organizatorek protestu w rozmowie z telewizją Sky News przyznała, że w zasadzie to nie jest przeciwna samym maseczkom, ale temu, że rząd nakazuje ich noszenie. Stwierdziła, że
rząd celowo próbuje "zastraszyć ludzi"
, a ministrowie muszą mieć "ukryty motyw" w nakazie noszenia maseczek.
- Rząd najpierw mówił, że absolutnie nie ma potrzeby noszenia maseczek, a naukowcy dowodzili, że i tak nie mają one sensu, dlaczego więc teraz mamy dostawać mandaty za brak maseczki? - pytała
Leah Butler-Smith
.
Protest antymaseczkowy był częścią kampanii internetowej Keep Britain Free, której główną tezą jest to, że b
rytyjski rząd naruszył prawa człowieka
, zmuszając firmy do zamknięcia a ludzi do pozostawania w domach. Pomysłodawcy kampanii uważają, że każdy aspekt życia w Wielkiej Brytanii jest obecnie kontrolowany przez "drakońskie przepisy", a rząd kontroluje nawet to "ilu można mieć przyjaciół i czy można ich odwiedzać".
W Wielkiej Brytanii zanotowano dotąd
294 tysiące przypadków zarażenia koronawirusem
, z czego 253 tysiące w Anglii. Zmarło 45 tysięcy osób.