Premier
Mateusz Morawiecki
kilka dni temu opublikował na Facebooku wideo, w którym przekazał, że na razie
nie ma potrzeby wprowadzenia narodowej kwarantanny
. Szef rządu podkreślił, że liczba zakażeń zaczęła spadać, dzięki czemu można powiedzieć, że
"wygraliśmy pierwszą bitwę w wojnie z drugą falą pandemii".
-
Ale przed nami jeszcze długa wojna. Ale wygramy ją! Wierzę w to, że niedługo wrócimy do normalności
- dodał.
Wczoraj
rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego Jan Bondar
stwierdził z kolei, że
w Polsce wciąż jest duży wskaźnik zachorowań
, a mówienie o zatrzymaniu epidemii jest "przedwczesne".
Dodał jednak, że jeśli przez kolejny tydzień liczba wykrywanych dobowych przypadków nie wzrośnie, wówczas "uprawniona będzie teza, że doszliśmy do szczytu, przynajmniej jeśli chodzi o tę falę listopadową".
-
Nie sama liczba dodatnich wyników ma znaczenie. Znaczenie ma liczba zajętych łóżek
. Tu mamy dobry trend. On jakby koreluje z liczbą dodatnich testów. Ale poczekajmy jeszcze kilka dni, wówczas będziemy mogli powiedzieć, że epidemia się zatrzymała - fakt, że na wysokim poziomie, ale ta dynamika przyrostu znacząco się zmniejszyła - dodał rzecznik GIS w rozmowie z Polskim Radiem.
Jan Bodnar stwierdził także, że
ważniejsze są liczby szpitalne
, niż liczba testów wykonywanych w konkretnych dniach przez laboratoria.
-
Po przejrzeniu mediów, widzę jakąś histerię związaną z tym, że liczba testów troszkę spadła.
Ona właśnie spadła między innymi z tego powodu, że mniej osób zgłasza się do lekarzy. To po pierwsze. Po drugie - mieliśmy "zaburzony" weekend dniem świątecznym w środku - powiedział.
- Myślę, że czas najwyższy wyrwać się z tego umysłowego ograniczenia związanego z hasłem: testuj, testuj, testuj.
Tak naprawdę te wszystkie działania - testy, nadzór epidemiologiczny, kwarantanna - one służą ograniczeniu liczby chorych - dodał.