fot. East News
TVP Info ogłosiła "skandal" w komisjach wyborczych, ponieważ pojawiły się doniesienia, że niektórzy członkowie pytają wyborców,
czy chcą otrzymać także
kartę do głosowania w referendum
.
"Przed chwilą w Warszawie nie otrzymałam karty referendalnej, musiałam się o nią upomnieć!" - skarżyła się Magdalena Ogórek.
"W mojej komisji wyborczej pytają, czy chce wszystkie trzy karty do głosowania. Po zwróceniu uwagi że to jest rodzaj agitacji upierali się, że to dlatego że muszą odznaczyć, kto nie wziął, żeby wiedzieć jaka jest frekwencja" - relacjonował założyciel Reduty Dobrego Imienia.
-
Niewłaściwe jest zadawanie pytań
, czy chce pan kartę do referendum, bo można równie, czy do Sejmu, czy do Senatu. Jeżeli wyborca zjawił się w lokalu wyborczym, no to chce głosować. Dopiero jeżeli wyraźnie odmówi odbioru którejkolwiek z kart, no to wówczas komisja w uwagach zaznaczy taką informację - oświadczył szef PKW Sylwester Marciniak.
Szefowa Krajowego Biura Wyborczego Magdalena Pietrzak zapewniła, że członkowie komisji wyborczych byli szkoleni w tej sprawie.
- W wytycznych Państwowej Komisji Wyborczej szczegółowo opisana jest procedura. Po stwierdzeniu tożsamości wyborcy i odnalezieniu go na spisie komisja wydaje wszystkie karty do głosowania, czyli w dniu dzisiejszym trzy: do Sejmu, Senatu i referendum. W momencie, kiedy wyborca stwierdzi, że nie chce brać udziału w którymkolwiek z tych głosowań, to komisja mu takiej karty nie wydaje. Kartę zostawia, a w odpowiedniej rubryce "uwagi" musi odnotować ten fakt, pisząc której karty wyborca nie odebrał - powiedziała.