Fenomen polskiego Youtube'a -
patostreaming
znalazł się na celowniku prokuratury.
- Ministerstwo zna problem
- powiedział Rzeczpospolitej wiceminister sprawiedliwości
Marcin Warchoł
.
Patostreamerzy często organizują spotkania ze swoimi widzami, podczas których wyruszają do centrum miasta i zaczepiają, wyzywają albo biją przypadkowo napotkane osoby. Często robią to pod wpływem alkoholu. Potem relacje z tych wydarzeń trafiają do sieci.
O jeden taki przykład zapytali ministra sprawiedliwości posłowie. Chodzi o jednego z najpopularniejszych patostreamerów, który często nadaje z ul. Urzędniczej w Toruniu. Jego transmisje, w trakcie których upija się i obraża przypadkowych ludzi, ogląda na żywo kilkadziesiąt tysięcy osób.
Od ubiegłego roku w budynku w którym mieszka "gwiazda internetu" były już
23 alarmy bombowe
. Sama tylko
policja musiała interweniować tam 300 razy
. Zdaniem policji prowadząca streamy rodzina nie popełnia przestępstwa, a "problem jest społeczny".
Jednak dwa z prowadzonych przez prokurturę postępowań karnych, zakończyły się właśnie wniesieniem aktów oskarżenia. W toku są też trzy kolejne postępowania związane z zawiadomieniem o podłożeniu ładunku wybuchowego w bloku, w którym mieszka patostreamer z Torunia.
Z kolei w marcu poznańscy policjanci zatrzymali innego popularnego patostreamera - "Gurala". Ma on usłyszeć zarzuty m.in. namawiania nieletnich dziewczynek do rozbierania się przed kamerą internetową i odpowiedzieć za to przed sądem. Takich zatrzymań ma być więcej.
Patostremerzy na swoich wyczynach zarabiają spore pieniądze. Szacuje się, że niektórzy od fanów otrzymują nawet
20 tysięcy złotych
miesięcznie.