Drugi kościelny ślub
Jacka Kurskiego
, który odbył się w Sanktuarium w krakowskich Łagiewnikach wywołał ogromne kontrowersje, ale i publiczną debatę na temat unieważniania małżeństw w Kościele katolickim. Sam Kurski w obszernym wywiadzie dla tygodnika
Sieci
tłumaczył, że
procedura unieważnienia była długa
i zapewniał, że nikt mu niczego nie załatwił.
Wygląda na to, że
Kurski mógł skorzystać jednak ze swoich znajomości,
jednak nie przy unieważnieniu małżeństwa, a
przy załatwieniu ślubu w krakowskich Łagiewnikach
. Jak donosi Onet,
zgodę na ceremonię wydano po bezpośrednim poleceniu arcybiskupa Marka Jędraszewskiego
.
Miejsce ślubu Kurskiego -
Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach
wzbudziło równie duże kontrowersje, co sama uroczystość. W komentarzach podkreślano, że to jedno z najważniejszych miejsc dla Kościoła nie tylko w Krakowie, ale i całym kraju. Kurski łumaczył natomiast, że miejsce to nie było przypadkowe.
- Bardzo chcieliśmy wziąć ślub w świątyni, która nie jest przypadkowa. I takie są Łagiewniki. Bo już trzy lata temu odkryliśmy dla siebie fenomen Koronki do miłosierdzia Bożego, od wielu miesięcy staramy się odmawiać wspólnie tę modlitwę w ciągu dnia - mówił.
Jak informuje Onet,
organizacja ślubu w Łagiewnikach nie jest prosta
, trzeba mieć zgodę proboszcza parafii lub biskupa. Potwierdzają to m.in. zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, do których należy kaplica, w której Kurski wziął ślub.
-
Ogólnie nie ma u nas takiej możliwości, by wziąć ślub w kaplicy. To się zdarza, ale to bardzo rzadka, wręcz wyjątkowa sytuacja
. Zgody na nią musi udzielić ksiądz biskup - mówi Onetowi jedna z sióstr.
Onet ustalił, że pozwolenia na ślub nie wydała na pewno krakowska kuria. Według źródeł portalu zrobił to proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krakowie, na
"wyraźne polecenie arcybiskupa Jędraszewskiego"
.
- Żadna niewygodna decyzja, pismo, dokument nie może być podpisane przez arcybiskupa, po prostu nic, co teraz lub w przyszłości mogłoby zaszkodzić jego wizerunkowi. Dlatego realizuje on własne cele za pośrednictwem innych, ale robi to tak, by formalnie za to nie odpowiadać ani prawnie, ani moralnie. Wiadomo przecież, że
żaden ksiądz diecezjalny nie przeciwstawi się biskupowi
. Poza tym żaden ksiądz bez konsultacji z biskupem nie podjąłbym samodzielnie tak ryzykownej decyzji, jak to było w tym przypadku - mówi anonimowy informator Onetu, pracujący w kurii.