Szymiego poznaliśmy przez Twittera, anonimowo stworzył bardzo popularny wątek o kulisach pracy na stacji. Skąd biorą się namolne pytania i inne rzeczy, które mogą być irytujące z perspektywy klienta. Postanowiliśmy spytać o perspektywę pracownika.
donald.pl: Skąd się wziąłeś na stacji? To miała być praca tymczasowa, rzuciłeś inną, jak to było?
Szymi: Życie potoczyło mi się tak, że musiałem wrócić z wielkiego miasta w rodzinne strony na kilka miesięcy. Studiowałem wcześniej parę lat dziennie i jednocześnie pracowałem na pełen etat. Po paru dniach tej nowej bezczynności uznałem, że jak nie znajdę pracy, to zwariuję. I jakoś tak się zgadało, że znajoma poleciła mnie kierowniczce na stacji paliw 13 km od mojej rodzinnej wsi. Jeszcze w liceum pracowałem w Żabce, więc praca na kasie nie wydawała mi się szczególnym wyzwaniem. Pracę dostałem praktycznie od ręki, bez CV, bez prób sprzedawania kierowniczce długopisu.
donald.pl: Zrobiło się niemiło i rzuciłeś czy od początku to miało być coś tymczasowego?
Szymi: Tak, od razu przyszedłem tam z założeniem, że wbijam na 2 miesiące zarobić sobie na pierwszy czynsz i kaucję po powrocie na studia. Kierowniczka też o tym wiedziała, to nie było tak, że przestało mi się podobać, więc rzuciłem wypowiedzeniem. Mimo że praca sama w sobie nie należała do najcięższych, to raczej nie jest to praca dla mnie.
donald.pl: Twoje wpisy o zamienianiu stacji benzynowych w kawiarnie z nierealistycznymi celami sprzedaży zrobiły się bardzo popularne. Czego jeszcze klienci nie wiedzą na ogół o stacjach i pracy na stacji?
Szymi: Przede wszystkim poruszę temat wciskarstwa. Na początek każdą osobę, która przyjeżdża na stację i słucha monologów moich kolegów po fachu, proszę o cierpliwość i grzeczne odmówienie skorzystania z oferty, jeśli nie jest się nią zainteresowanym. To nie jest tak, że wciskamy to wszystko, bo mamy z tego premię.
donald.pl: To skąd to zaangażowanie?
Szymi: Przede wszystkim jesteśmy kontrolowani praktycznie codziennie. Odwiedza nas nie tylko tajemniczy klient zatrudniany przez korporację, nas kontroluje prywatnie sam kierownik regionalny. Ten, który wypisuje na służbowy telefon "podciągnijcie spryski (sprzedaż płynów do spryskiwaczy), bo jak nic nie sprzedacie, to wpiszę to do raportu". W swoim wolnym czasie potrafi jeździć po stacjach przez 10 godzin i sprawdzać, jak bardzo naprodukujemy się przy kliencie, który bierze tylko wodę.
donald.pl: Może taką ma pasję?
Szymi: Wysyła swoich znajomych, rodzinę, czasami widząc nową osobę na kasie, podejdzie sam. Jeśli dana stacja ma tego dnia słaby wynik na spryskach, a on podejdzie do kasy tylko z butelką wody i nie zostanie zapytany o chęć zakupu super drogiego płynu do spryskiwaczy, oceni wizytę na 0%.
donald.pl: No i co z tego, na co to ma wpływ?
Szymi: Wtedy dzwoni lub pisze do naszej kierowniczki z pretensjami, kogo ona zatrudnia, czy to taki problem zaproponować płyn. A chyba nikt nie ma ochoty odbierać telefonu w sobotę wieczorem poza godzinami pracy od człowieka, który przez 15 minut będzie się pieklić, że podszedł do kasy z wodą i nie zaproponowano mu płynu, za który - tak na marginesie - klienci strasznie przepłacają.
donald.pl: Dobra, to przełożeni. A jacyś weseli klienci?
Szymi: Mnie najbardziej uruchamiają tacy, którzy widzą potykacz "przerwa techniczna 3 minuty. ŚLISKA PODŁOGA", ale nie mogą tego przyjąć do wiadomości. Przepraszamy, ale staramy się, żeby było czysto. A oni potrafią na niego spojrzeć, ominąć fikuśnym skokiem i pójść po mokrej podłodze do toalety. A potem jeszcze przychodzą i prują się, że nie ma ręczników papierowych a w koszu nie ma worka.
donald.pl: I co wtedy mówisz?
Szymi: Najpierw nic, bo biorę głęboki wdech, robię wydech, pomijam pytania w stylu "czy pan był w podstawówce" i w końcu wyjaśniam, "bo jest przerwa techniczna". W ogóle strasznie wkurza mnie deptanie po świeżo umytej podłodze. Jak ludzie nie chcą mieć czysto, to dla mnie spoko, nie ja korzystam z tych toalet. Ale jeśli klient poślizgnie się na mokrej podłodze i zrobi sobie krzywdę, to odpowiadamy za to my, pracownicy, bo nie dopilnowaliśmy, żeby nikt nie chodził po mokrej podłodze.
donald.pl: Może im się śpieszy.
Szymi: Dlatego wielokrotnie krzyczymy PROSZĘ TAM NIE IŚĆ, JEST PRZERWA. Rozumiem, że dużo ludzi zjeżdża na stację dlatego, że już dłużej nie wytrzyma, ale my też prosimy o wyrozumiałość - nie myjemy podłóg, żeby zrobić komuś na złość i cieszyć się, że nie wpuszczamy kogoś, kto się zaraz poszcza w gacie.
donald.pl: Jakie talenty przydają się w pracy na stacji, poza cierpliwością?
Szymi: Trzeba mieć szaloną podzielność uwagi. Obsługa klientów na kasie wraz z wypluciem z siebie całej formułki z ofertami, bieżące dokładanie towaru zgodnie z zasadą FIFO, pilnowanie czystości (zamiatanie, mycie podłóg, gdy robi się syf), co pół godziny korporacja WYMAGA sprawdzenia czystości w toaletach - jeśli jest brudno, to trzeba zapierdzielać ze szmatą, a w międzyczasie kontrolować, czy nikt nie próbuje spier*olić bez płacenia.
donald.pl: Często się to zdarza?
donald.pl: Wydajesz się być w nastroju, ponarzekaj jeszcze na klientów. Popuść wodze rumakom gniewu.
Szymi: Czasami mam wrażenie, że ludzie, mając zły dzień, idą do sklepu tylko po to, żeby wk*rwić kogoś, kto nie może im odpowiedzieć tak, jakby chciał. Dostaję opie*dol za to, że paliwo jest za drogie, że pistolet przy dystrybutorze słabo wlewa, że nie mam jak wydać komuś, kto bierze gumy do żucia za 4,99 i rzuca mi banknot 500 zł. Raz koleś groził mi, że wezwie policję, bo woda z lodówki nie była tak zimna, jakby sobie życzył.
donald.pl: Co było nie tak z tą wodą?
Szymi: Była niedziela, 30 stopni na zewnątrz, wody z lodówek szły jedna za drugą i dopiero co były uzupełnione. Nie zdążyły się schłodzić.
donald.pl: Jakieś ulubione pyskówki?
Szymi: Wielokrotnie obrażano mnie dlatego, że pracuję na stacji. Koleś bierze olej silnikowy z półki, pyta mnie, czy do jego auta ten produkt będzie dobry, ja zgodnie z prawdą odpowiadam "nie wiem". Co słyszę w odpowiedzi? "I wiadomo, czemu pracujesz na stacji, za tępy na dobrą szkołę byłeś". Wielokrotnie mnie spotkała taka sytuacja. A najgorsze jest to, że ja nie mogę nic odpowiedzieć, bo jeśli na stacji będzie tajemniczy albo regionalny, to za pyskówkę mogę już się żegnać z pracą.
donald.pl: Dej no jakiś hardcore.
Szymi: Autobus pełen ludzi. Wtedy nie ruszysz się z kasy, bo masz kolejkę na kilka metrów. Korporacja kolejkę poczytuje sobie za plamę na honorze, bo oznacza, że coś nie działa, klient cierpi i będzie niezadowolony. Kawa idzie jedna za drugą, co wymaga bieżącego dosypywania ziaren kawy, uzupełniania mleka, opróżniania pojemnika na fusy, półki pustoszeją. A półki zawsze powinny wyglądać tak na bogato. Hot dogi schodzą absolutnie wszystkie, a ludzie są autentycznie wkurwieni, że trzeba na nie poczekać, w kiblach to jakby trolle się zalęgły.
donald.pl: Brzmi niemiło.
Szymi: A mimo wszystko ludzie, widząc dwie osoby na kasie zapie*dalające jak konie na westernie, będą darli ryja przez całą stację: "a jaką to ja kawę wziąłem?" "MOŻE PAN TU PODEJŚĆ?", "jak wezmę dwa, to drugi taniej czy jak to jest?", "KTOŚ W OGÓLE SPRZĄTA TE KIBLE? PAPIERU NIE MA!", "CZY MOŻECIE OTWORZYĆ KOLEJNĄ KASĘ?", "A SĄ HOT DOGI?", "A TEN SOS TO DOBRY JEST?", "CZY MOŻE KTOŚ TU W KONCU PODEJŚĆ?", "ILE TRZEBA CZEKAĆ NA PANINI?". Przy tym przypominam, każdemu klientowi biorącemu tylko kawę trzeba nawciskać wszystko, co się da.
donald.pl: I jak to znosiłeś ty i reszta ekipy?
Szymi: Po takiej kakofonii pytań i pretensji absolutnie wszyscy szliśmy na fajkę i jeden drugiemu powtarzał, że nie ma co płakać, tacy już są klienci.
donald.pl: Na stacji jakiej firmy pracowałeś?
Szymi: Nie chcę procesu z korporacją, więc wolę nie ujawniać i pozostać anonimowy. Ale generalnie we wszystkich sieciówkach wygląda to tak samo.
donald.pl: Skąd wiesz, skoro pracowałeś tylko w jednej?
Szymi: Ludzie czytający moje wpisy i tak widzieli takie same sytuacje na różnych stacjach, pisali do mnie pracownicy z konkurencyjnych stacji i mówili, że u nich taki sam cyrk. Jedyne co mogę zdradzić, to że jak pracować, to najlepiej na jakichś małych, regionalnych stacjach, bo nieważne, czy to Orlen, Shell czy BP - wszędzie będzie to samo, bo wszystkie są dużymi korporacjami. Stacje różnią się tylko podejściem kierowników w tych miejscach. Ja trafiłem na kierowniczkę, która przede wszystkim była człowiekiem i nigdy nie opierdoliła nas za słabszą sprzedaż i niewykon targetu. Ona sprawiała, że w ogóle chciało mi się tam przychodzić, bo gdyby miała tożsame podejście z kierownikiem regionalnym, to nie przepracowałbym tam tygodnia.
donald.pl: To bardzo ciekawy przypadek: jej działanie wbrew polityce firmy ratuje firmę, bo brak pracownika byłyby znacznie gorszy. A Orlen jakoś nie wyróżnia się na plus? W końcu polska firma zatrudnia Polaków, powinna świecić przykładem.
Szymi: Jak na polską firmę to Orlen ma bardzo zachodnie standardy, jak każda inna korporacja. Ale powiem tylko, że słuchając wkurzonych na wszystko co się da klientów, porównujących oferty wszystkich stacji w promieniu 300 km mogę stwierdzić, że Orlen to jednak jest bardzo polski - wszystko co chce zrobić dobrze, robi ch*jowo, nawet promki na paliwo.
donald.pl: Czy jest jakiś limit czasowy na kręcenie parówki? Czy jak parówka kręci się odpowiednio długo, to staje się kabanosem?
Szymi: Jest! Cztery godziny od momentu położenia parówki na grillu. Po tym czasie parówkę powinno się zutylizować. Ogólnie wiadomo, różnie bywa, czasami parówka wyglądem faktycznie staje się kabanosem, bo po kilku godzinach w cieple teksturą może konkurować ze stopami Cejrowskiego i często takie też się sprzedaje. Zdarzało się, że jak mnie jakiś burak wkurzył, to paróweczkę wybierałem mu tę najstarszą.
donald.pl: Które hot dogi najgorzej schodzą? Bo w Żabce te wege potrafią się kręcić dłuuugo, podobno czasem cały dzień.
Szymi: No właśnie standardowe parówki. Ludzie szaleją na punkcie kabanosów i wszystkich możliwych limitowanych kiełbasek.
donald.pl: Dużo alkoholu się sprzedaje?
Szymi: Alkohol i szlugi to schodzą ciężkimi tonami. A pech chciał, że te produkty nie wliczają nam się do targetu. Ludzie przychodzą, kupują piwo albo setkę i paczkę fajek i wychodzą. Ilość klientów nam się nabija, a sprzedaż praktycznie zerowa. Właśnie przez to mamy zazwyczaj niewykon. Nie ma co się dziwić, jakoś utarło się w świadomości Polaków, że stacja to paliwo, alkohol i fajki. Szczególnie na nockach i w weekendy, jedzenie schodzi tak sobie, a piwo do lodówek dokładamy non stop.
donald.pl: Dużo ludzi przychodzi pod wpływem?
Szymi: Ludzie pod wpływem przychodzą bardzo często. Wielokrotnie ktoś, kto przyjechał samochodem, zatankował i wziął piwo z lodówki, był pod wpływem. Doświadczenie pomogło mi opracować taktykę: biorę piwo do siebie, kasuję gościa za paliwo, po czym po wydaniu paragonu mówię, że mu piwa nie sprzedam, bo jest nietrzeźwy. Oczywiście za piwo Pan nie płacił, ale dzięki temu gość mógł się awanturować, ile chce, ale przynajmniej za paliwo zapłacił i miałem pewnośc, że nie spie*doli bez placenia.
donald.pl: A dzwonienie na policję nie wchodziło w grę?
Szymi: A co by zrobiła policja, jakby przyjechała po 2-3 godzinach? Ja musiałbym zgrywać monitoring z kamer z całego zajścia, bo gość zdążyłby już odjechać, policja męczyłaby mnie ze spisywaniem zeznań, ja nie zdążyłbym zrobić wszystkich obowiązków na nocce, a ostatecznie policja i tak nic nie zrobi. Nie mają dowodów, że gość był nietrzeźwy, a po zgłoszeniu przyjechać muszą. Nawet nie będą go szukać, a ja stracę pół godziny. Zresztą nie poczuwam się do obowiązku kontrolowania stanu trzeźwości kierowców. Problem z alkoholem ma gruba większość Polaków i z tym powinno walczyć państwo, a nie kasjer na stacji.
donald.pl: Z innej beczki: są tam w tym korpo jakieś związki zawodowe? Albo szansa, że będą?
Szymi: Oczywiście, że nie ma. I nie będzie. Sam pomysł umarłby w zarodku. Pracowników można zmieniać jak rękawiczki. Przecież do pracy na stacji to chyba nawet podstawówki nie trzeba kończyć, zastąpić Cię mogą każdym i to już po jednym dniu. Jakikolwiek sygnał dla zarządu, że ktoś widzi nieprawidłowości w ich działaniach, jest dla nich znakiem, że tę osobę należy wyrzucić. A ludzie chętni do pracy się znajdą zawsze i to tacy z mniejszymi ambicjami do walki z wielką korporacją.
donald.pl: A czy ta praca bywa niebezpieczna?
Szymi: To z pewnością zależy od lokalizacji stacji. Ja akurat pracowałem na stacji poza terenem zabudowanym, daleko od miasta. Dzięki temu nocki były bezpieczniejsze od dniówek. Nie przyjdzie żaden lokalny fan napojów wyskokowych, gówniarze nudzący się w sobotnią noc nie wpadną robić rozpierduchy itp. Jedyne niebezpieczne sytuacje na nockach to po meczach piłki nożnej, bo wiadomo, gdzie kibole będą celować przed drogą do domu - na stację po piwo czy szlugi. Ale stacja jest wtedy obstawiona przez kilka wozów policyjnych, w zależności od wielkości wydarzenia stację albo każą nam zamknąć i udawać, że niby nas nie ma, albo stoją w każdym możliwym kącie w środku i pilnują porządku.
donald.pl: Jest październik, skończyła się przygoda ze stacją. Co teraz robisz, co będzie dalej?
Szymi: Na razie zajmuję się studiami online i pomagam mamie stanąć na nogi po jej wyjściu ze szpitala. Jak będę mieć pewność, że z mamusią wszystko w porządku, to postaram się znaleźć relatywnie tanie mieszkanie w dużym mieście, żeby wrócić do pracy biurowej. Może w jakiejś korporacji, w której będę mógł w spokoju narzekać na deadliny, które tak naprawdę mi nie przeszkadzają, ale na coś narzekać muszę.
donald.pl: Dzięki za rozmowę, powodzenia.