Poznańska ulica, przy której miało dojść do kradzieży
Wielkopolska policja
informuje, że
kradzież aparatu słuchowego
12-letniej Julii, do której miało dojść w poniedziałek w
Poznaniu
, w ogóle nie miała miejsca. Matka dziewczynki przyznała, że urządzenie zostało
zgubione podczas kąpieli w morzu
.
Policjanci z Poznania donosili w tym tygodniu o napaści i kradzieży aparatu słuchowego, których miało się dopuścić
dwóch nastolatków
na rowerach.
12-letnia Julia nie słyszy urodzenia. Aparat słuchowy, który straciła, to w rzeczywistości
zewnętrzny procesor dźwięku
, przekazujący sygnały do wszczepionego implantu słuchu. Choć urządzenie to wydatek rzędu
38 tysięcy złotych
, mama Julii poprosiła, by "nie organizować żadnych zbiórek".
Policjanci wyznaczyli nagrodę za pomoc w ustaleniu sprawców i zabezpieczyli nagranie monitoringu z miejsca domniemanej kradzieży. Po stawieniu się na przesłuchaniu, mama Julii zmieniła jednak zeznania i przyznała, że
do zdarzenia w ogóle nie doszło
. W rzeczywistości aparat słuchowy został zagubiony podczas kąpieli w morzu.
"W pewnym momencie jej córka weszła do wody i
fala zerwała z ucha aparat
. Pomimo poszukiwań urządzenia nie udało się znaleźć. Procesor dźwięku o wartości prawie czterdziestu tysięcy zł.
Był ubezpieczony wyłącznie od kradzieży.
Ubezpieczenie rzekomo nie obejmowało zagubienia albo uszkodzenia. Kobieta znajdując się w trudnej sytuacji finansowej (sama wychowuje dzieci, nie otrzymuje alimentów), zdesperowana postanowiła zgłosić Policji napaść i kradzież" - czytamy we wpisie policjantów.
Sprawa zostanie skierowana do prokuratury. Policjanci zapewniają jednak, że biorą pod uwagę "szczególne okoliczności sprawy" i że
planują pomóc Julii
.
"Dziewczynka mimo tego incydentu
nie powinna być pokrzywdzona
i pozbawiona urządzenia pozwalającego jej normalnie żyć" - piszą na Facebooku.