Od czwartku trwa
strajk pracowników LOT-u
, który próbowano zorganizować od maja. Problem w tym, że strajkujący uważają go za
legalny,
a kierownictwo LOT-u za
niezgodny z prawem
.
O powodach i kulisach strajku pisaliśmy tutaj:
Strajkujący za pośrednictwem Facebooka i Twittera wciąż informują o
kolejnych próbach zastraszania
ich. Pracowników nie wpuszczono do siedziby firmy, protestują więc na zewnątrz. Kazano im jednak złożyć namiot i odmówiono wstępu do toalet.
Przez kilka dni media milczały, a zarząd udawał, że strajku nie ma
, ale mimo to dołącza do niego coraz więcej pracowników. Efektem tego są już
pierwsze odwołane loty
, m.in. wczorajszy lot do Toronto, który dla LOT-u oznacza szkodę w wysokości co najmniej miliona złotych. Dziś rano wszystkie rejsy odbyły się w terminie, jednak spółka musiała wypożyczyć kilka samolotów, wraz z załogą od innych przewoźników.
Dziś - podczas trwających rozmów z prezesem Milczarskim - aż
67 strajkujących osób zostało zwolnionych drogą mailową
. Dostali oświadczenia o rozwiązaniu umowy o pracę bez wypowiedzenia. Potwierdzają to m.in. obecni na miejscu reporterzy RMF FM.
Jak czytamy w oświadczeniu strajkujących, w trakcie trwania spotkania do wszystkich protestujących trafiły
oświadczenia o rozwiązaniu umowy o pracę
. Prezes próbował również wręczyć oświadczenia kierownictwu Związków.
Prezes jest tak zdeterminowany, by kolejni pracownicy nie dołączyli do protekstu, że
przyznał premie pracownikom, którzy nie strajkują
.
Związkowcy twierdzą też, że podczas próby wręczenia zwolnienia
Adamowi Rzeszotowi
(szefowi Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT) doszło do incydentu: popchnąć i szarpnąć miał go prezes Milczarski.
Tymczasem rzecznik prasowy LOT-u wciąż twierdzi, że zdaniem kierownictwa spółki
strajk jest nielegalny
.