Wczoraj Telewizja Polska w programie
Alarm
wyemitowała reportaż o
zajęciach z edukacji seksualnej
. W zapowiedzi podkreślano, że "od podpisania przez prezydenta stolicy Rafała Trzaskowskiego Warszawskiej karty LGBT temat stał się jednym z najważniejszych w debacie publicznej, ale "
nikt nie sprawdził od środka
, jak wygląda seksedukacja najmłodszych".
TVP wysłało więc swoje reporterki do
pięciu organizacji "propagujących ideologię LGBT"
. Wyposażone w
ukryte kamery
podawały się
za nauczycielki
. Twarze ich rozmówczyń zostały zamazane, podpisano jednak, z jaką organizacją są powiązane.
Reporterki pytały m.in. o to, jak wyglądają zajęcia z "seksedukatorami" i o to, czy i w jaki sposób pojawiają się na nich kwestie masturbacji i pornografii.
Wnioski ze spotkań były jednoznaczne:
edukacja seksualna opiera się m.in. na "manipulacji"
, a podczas lekcji "kwestionowane są wartości wyniesione z domu". TVP nie spodobało się też, że
"seksedukatorzy przemycają treści gender podczas normalnych lekcji"
, np. wspominając podczas lekcji historii, że
Maria Konopnicka była lesbijką
.
Reportaż TVP zbulwersował m.in. jedną z organizacji, której pracowniczka została nagrana przez dziennikarkę
Alarmu
.
"Nie wiem co się takiego z nami stało i boję się... Może nawet jestem przerażona" - pisze na Facebooku
Agnieszka Sikora
z
Fundacji po DRUGIE
.
Podkreśla, że
materiał został pocięty
, a zdania pracowniczki fundacji wyjęte z kontekstu.
"Od zawsze drzwi naszego biura są otwarte. Tymczasem... do naszego biura przychodzi dziennikarka uzbrojona w ukrytą kamerę i
udaje nauczycielkę szkoły podstawowej przejętą sytuacją uczniów
, którzy w jej mniemaniu
wymagają rzetelnej edukacji seksualne
j. Nagrywa pracownicę fundacji, a potem puszcza pocięty materiał i zdania wyjęte z kontekstu. W materiale przedstawia nas jako
niebezpiecznych propagatorów edukacji seksualnej
i propagatorów ideologii LGBT (cokolwiek to znaczy)" - czytamy.
"Dziennikarka zabiera nam dwie godziny cennego czasu, który chcemy podarować młodym ludziom" - pisze Sikora i dodaje, że warsztaty edukacyjne nie są istotą działania fundacji, a jedynie jednym ze sposobów pozyskiwania środków na jej działalność.
"W Fundacji po DRUGIE
nie wstydzimy się twarzy i tego jak pracujemy
. Otwarcie mówimy o naszych sukcesach, ale równie otwarcie opowiadamy o trudnościach i porażkach. Chętnie spotykamy się z dziennikarzami, by opowiadać o naszej działalności.
Nie widzę powodu, by wkraczać do nas z ukrytą kamerą i pytać o rzeczy, o których możemy opowiedzieć otwarcie każdemu"
- dodaje.
Informuje też, że w najbliższych dniach zarząd organizacji podejmie decyzje w sprawie materiału.