Kilka dni temu w Luksemburgu przyjęto tzw. unijny
pakt migracyjny
dotyczący relokacji migrantów przybywających na południe Europy przez Morze Śródziemne. Jego główne założenie to
"obowiązkowa solidarność"
, a wedle proponowanych przepisów państwa będą mogły przyjąć migrantów lub
zapłacić za każdą nieprzyjętą osobę
.
Polska i Węgry były przeciwne
przyjęciu paktu, cztery kraje wstrzymały się od głosu. Teraz nad ostatecznym kształtem dokumentu będzie pracował Parlament Europejski.
PiS nie traktuje na poważnie unijnego paktu migracyjnego i wczoraj w Sejmie
przyjęto uchwałę sprzeciwiającą się
propozycji unijnego mechanizmu relokacji migrantów. Poparli ją nie tylko politycy PiS, ale także Konfederacji, Kukiz'15 i Polskich Spraw.
Jarosław Kaczyński
z sejmowej mównicy stwierdził, że tzw. pakt migracyjny to
"kpina z Polski"
i "wyjątkowo bezczelna dyskryminacja". Dodał, że ta sprawa musi stać się przedmiotem referendum:
- Dlatego my się na to nie zgodzimy i nie zgadza się naród Polski. Ta sprawa musi być przedmiotem
referendum
. Polacy muszą się w tej sprawie wypowiedzieć - grzmiał z sejmowej mównicy.
Dziś do słów prezesa na antenie RMF FM odniósł się polityk PiS
Marek Ast
. Stwierdził, że może warto rozważyć, by referendum na temat migrantów odbyło się wraz z wyborami parlamentarnymi:
- W tym momencie rząd ma legitymację społeczeństwa. (...) Myślę, że decyzja w referendum znacząca o tym, że polska nie zgadza się na przymusową relokację, też jest sygnałem dla UE. Wydaje mi się, że w przypadku UE również decyzje referendalne są brane pod uwagę. Jest to również argument dla rządu polskiego, ministra spraw zagranicznych, premiera w trakcie dalszych negocjacji z Unią. (...) Myślę, że każda decyzja może zostać zmieniona, szczególnie podjęta na takim szczeblu, na jakim została podjęta - podkreślił Ast.
- Może nieźle by było, gdyby
termin referendum pokrywał się z terminem wyborów
. Wówczas
obniżylibyśmy koszty
. Myślę, że jest to technicznie możliwe - mówił.