Vlogerzy
Borys i Ola
tworzą na YouTubie konto
Planeta Abstrakcja
, na którym dzielą się swoimi
reportażami i spostrzeżeniami z podróży.
Latem ubiegłego roku para wyruszyła na
Madagaskar
. Wcześniej jednak postanowili
wynająć swoje mieszkanie
w Poznaniu. Zawarli umowę z młodą dziewczyną. Okazuje się jednak, że zapłaciła za 2 tygodnie. Później przestała jednak płacić rachunki. Para 4 dni temu opisała całą sytuację na Facebooku:
"Lokatorka po wprowadzeniu, zapłaciła za 2 tygodnie lipca i nic więcej.
Pół roku życia na nasz koszt.
Nie płaciła rachunków, nie wpuszczała nikogo do odczytu wodomierzy. Nie odbierała telefonów, smsów, poczty. "Znam swoje prawa" - stwierdziła. Nie podała żadnych konkretnych powodów braku płatności. Miesiąc temu dostaliśmy informację, że spółdzielnia podnosi nam opłaty za wodę (1.5 razy więcej!), ponieważ lokatorka nie wpuszcza nikogo do odczytów. Do tego woda w łazience przecieka i to wszystko nasz problem, nasz koszt" - relacjonują vlogerzy.
Borys i Ola wskazują, że
nie mieli możliwości walczyć
o swoje mieszkanie,
bo nie pozwala na to polskie prawo
:
"Według polskiego prawa jesteśmy zobowiązani płacić za prąd, gaz i wodę. Nie możemy jej nic odłączyć pod groźbą postępowania karnego! Nie możemy też jej wyrzucić, bo
chroni ją tzw. "mir domowy"
. Policja stanie w jej obronie, dopóki nie uzyskamy decyzji o eksmisji, na którą czeka się latami! Wiele osób w Polsce myśli, że rozwiązaniem na tzw. "dzikich lokatorów" jest umowa najmu okazjonalnego, podpisana u notariusza. Wtedy osoba trzecia np. rodzic zobowiązuje się, że w razie braku wypłacalności przyjmie do siebie lokatora. Tylko że... takie zobowiązanie można cofnąć w każdym momencie... Rozmawialiśmy z ludźmi, który podpisali takie umowy, sprawdzili najemców i mimo tego walczą latami o swoje mieszkanie. Zasięgnęliśmy też porad prawników. Powiedzieli wprost -
sprawa będzie się toczyć latami, pieniędzy i tak nie odzyskamy.
Mamy dość. Przez dziką lokatorkę straciliśmy już około 20 tys. zł. Mamy zszarpane nerwy, wszystkie plany się posypały. Musieliśmy odpuścić niektóre tematy w Brazylii..." - relacjonują.
Sprawę opisali w sieci ku przestrodze:
"Zdecydowaliśmy się opisać sprawę publicznie ku przestrodze innych. Jesteśmy już w kraju kilka dni i mamy trochę historii do opowiedzenia".
Vlogerzy od kilku dni są w Polsce. Wczoraj napisali, że
w końcu udało im się odzyskać mieszkanie
:
"Po całonocnej batalii położyliśmy się po prostu na podłodze i zabarykadowaliśmy drzwi. Rano nie mieliśmy na nic siły. W końcu ktoś zebrał się do żabki po śniadanie. Potem wymiana zamków, sprzątanie.
Mieliśmy szczęście!
Szczęście, że znaliśmy ludzi, którzy byli gotowi pójść z nami w tą patologię. Jędrzej, Zuza, Kuba i rodzice. Na instagramie i Facebooku dostaliśmy też od Was dziesiatki wiadomości oferujące pomoc, nawet przy bezpośredniej konfrontacji. Bardzo dziękujemy i przepraszamy, że wszystkim nie odpisaliśmy. Mimo, że utrzymywaliśmy dziką lokatorkę przez pół roku, to sprawę udało się rozwiązać de facto w jeden dzień. Inni nie mają takiego szczęścia - albo walczą w sądach latami, albo takie konfrontacje przeprowadzają regularnie, do skutku.
Takich historii są tysiące
" - napisali.
Vlogerzy wskazali, że w związku z takimi sytuacjami
wielu ludzi nie chce wynajmować mieszkań
, a przez to ich ceny na rynku rosną:
"Żadna umowa nie chroni przed dzikim lokatorem. Kruczki prawne, najem okazjonalny, to nie ma znaczenia - jak trafisz na kogoś nieuczciwego i zdeterminowanego to po prostu masz problem na miesiące lub lata. Nasze mieszkanie w centrum wynajmowaliśmy za 1100 zł miesięcznie. Ceny rynkowe podobnych lokali zaczynały się od 1650 zł. Chcieliśmy iść na rękę osobom z niższymi dochodami. Po takiej sytuacji wiele osób woli trzymać mieszkania puste. M.in. przez to ceny najmu idą w górę. Uczciwi najemcy cierpią przez patologię. Nikt nie chce wynajmować matkom z dziećmi, obcokrajowcom. Będzie jeszcze gorzej, dopóki prawo w Polsce się nie zmieni" - napisali.