Wczoraj w Meksyku grupa około 500 kobiet zorganizowała
marsz protestu
, domagając się, aby władze podjęły
działania przeciwko czterem policjantom oskarżonym o zgwałcenie 17-latki
.
Do zdarzenia doszło 3 sierpnia w Azcapotzalco, północnej dzielnicy miasta. Dziewczyna została porwana przez policjantów sprzed nocnego klubu i zgwałcona w radiowozie.
Wczorajsze manifestacje przeniosły się m.in.
pod główny komisariat policji
i sekratariatu bezpieczeństwa
,
gdzie kobiety wykrzykiwały
antypolicyjne hasła
. Na ścianach budynku malowały graffiti i wypisywały obraźliwe dla funkcjonariuszy napisy. Wyszedł do nich eskortowany przez trzech ochroniarzy szef policji,
Jesús Orta Martínez
. Został obrzucony różowym brokatem.
Później kobiety próbowały dostać się do siedziby prokuratora generalnego, ale
nie zostały wpuszczone
. Drzwi zostały przed nimi zamknięte i zablokowane przez ochroniarzy. Jak informuje
El Universal
protestujące
użyły jednak kamieni, aby rozbić szklane drzwi
, po czym weszły do biura i zaczęły je niszczyć. Na ulicę wyrzucono kilka komputerów, zniszczono też meble i kamery bezpieczeństwa.
Protesty kobiet zostały ostro ocenione przez lokalnych polityków.
Claudia Sheinbaum
, szefowa rządu dystryktu federalnego miasta Meksyk uznała, że była to "prowokacja", bo kobiety liczyły zapewne na to, że służby zachowają się wobec nich agresywnie. Tak się jednak nie stało.
Podkreśliła też, że władze robią wszystko, co możliwe, aby zakończyć dochodzenie w sprawie gwałtu i
zagwarantowała, że policjanci nie zostaną bezkarni
.
Burmistrz miasta zapowiedział z kolei, że policja dokona przeglądu materiału z kamer bezpieczeństwa, by
zidentyfikować osoby odpowiedzialne za przemoc w siedzibie prokuratora
.
W mediach społecznościowych szybko pojawiły się komentarze, że prawdopodobnie
protestujące kobiety zostaną ukarane znacznie szybciej i surowiej niż gwałciciele
.