W
Wielkiej Brytanii
, podobnie jak w wielu innych krajach Europy, coraz głośniej mówi się o spodziewanym
kryzysie energetycznym
. Już w kwietniu rachunki wzrosły nawet o 50%. Kolejne gwałtowne podwyżki planowane są na październik i styczeń. Według opublikowanej w zeszłym tygodniu prognozy Cornwall Insight w styczniu przeciętne rachunki jednego gospodarstwa domowego za energię przekroczą
4200 funtów rocznie
, podczas gdy obecnie jest to 1971 funtów. Według analiz nawet 32% gospodarstw domowych będzie dotkniętych ubóstwem energetycznym.
W odpowiedzi w kraju rośnie ruch
"Don't Pay"
- ludzi deklarujących, że
nie będą płacić wysokich rachunków
za prąd. Wsparcie dla inicjatywy za pośrednictwem strony internetowej zadeklarowało już ponad
100 tysięcy osób
. Domagają się oni obniżenia rachunków do "przystępnego poziomu". Deklarują, że jeśli do 1 października wspierających ruch będzie milion, przestaną oni płacić rachunki. To właśnie na początku października spodziewane są kolejne duże wzrosty cen energii, nawet o 50%.
Inicjatorzy ruchu tłumaczą, że rozumieją podwyżki cen, które spowodowane są m.in. sytuacją geopolityczną. Sprzeciwiają się jednak temu, że na kryzysie zarabiają największe
koncerny
dostarczające energię. A te notują dochody najwyższe od lat.
Inicjatorzy ruchu są jednak krytykowani za nawoływanie ludzi do
łamania prawa
. Niepłacący rachunków muszą bowiem liczyć się z tym, że zostaną postawieni przed sądem lub obarczeni dodatkowymi opłatami, może też przełożyć się to np. na ich zdolność kredytową.
- Jeśli będzie nas milion albo więcej, mało prawdopodobne, że ktoś zacznie wyciągać wobec nas konsekwencje - uważa jedna
Jake Cable
, rzecznik "Don't Pay".
W rozmowie z Good Morning Britain przypomniał, że długi Brytyjczyków wobec dostawców energii niezależnie od tego i tak będą rosnąć. Już teraz według szacunków 6 milionów gospodarstw domowych jest winnych dostawcom średnio 206 funtów.
Sondaże wskazują, że na Wyspach rośnie również niezadowolenie z bezradności i bezczynności polityków wobec kryzysu. Sytuacji nie pomaga fakt, że politycy
Partii Konserwatywnej
są zajęci wyborami na lidera partii. Rishi Sunak ogłosił, że jako premier zapewni "dodatkowe wsparcie" najbardziej potrzebującym gospodarstwom domowym, jego rywalka, Liz Truss opowiada się raczej za obniżeniem podatków.