fot. East News
Amerykanka
Danni Askini
choruje na chłoniaka. Pod koniec lutego źle się poczuła i poszła do lekarza. Początkowo podejrzewano u niej
zapalenie płuc, kiedy jednak
w ciągu kolejnych 7 dni Askini dwa razy wróciła do szpitala,
lekarze zdecydowali się przebadać ją na obecność koronawirusa. Okazało się, że ostatnia diagnoza była trafna
Kobieta otrzymała rachunek za przeprowadzone badania kontrolne oraz za leczenie COVID-19.
Szpital podliczył, że ma zapłacić 34 927,43 dolarów.
Kobieta podobnie jak 27 milionów Amerykanów była nieubezpieczona.
Askini złożyła podanie do Medicaid, czyli państwowego programu pomocy socjalnej w Stanach Zjednoczonych dla osób i rodzin, których dochody są niewystarczające, by zapłacić za opiekę zdrowotną. Ma nadzieje, że w ramach programu koszty jej leczenia zostaną pokryte.
Eksperci zdrowia publicznego alarmują, że przypadek Askini nie będzie odosobniony,
ze względu na charakter służby zdrowia w USA.
18 marca w USA uchwalono Families First Coronavirus Response Act, zgodnie z którym państwo pokrywa koszty badań związanych z wykryciem koronawirusa, jednak leczenia już nie. Nie pokryje również kosztu innych badań, które trzeba przeprowadzić przed testem na koronawirua.
Część osób zarażonych koronawirusem nie musi być hospitalizowana. Wystarczy, że przebywa na kwarantannie, jednak osoby, które są w gorszym stanie, muszą trafić do szpitala.
Eksperci wskazują, ż
e osoby, które będą musiały poddać się leczeniu szpitalnemu, powinny spodziewać się bardzo wysokich rachunków,
niezależnie od tego, jakie mają ubezpieczenie.
Kaiser Family Foundation przeprowadziła symulacje. Według ich szacunków średni koszt leczenia COVID-19 dla osoby ubezpieczonej przez pracodawcę - i
bez komplikacji - wyniósłby około 9763 dolarów.
Osoba, której leczenie wiąże się
z powikłaniami,
może spodziewać się nawet
dwukrotnie wyższego rachunku za leczenie.