fot. East News
Pierwszy sondaż przeprowadzony po
rezygnacji Joe Bidena
ze startu w wyborach prezydenckich daje
Kamali Harris
dwupunktową przewagę nad
Donaldem Trumpem
. Choć mieści się ona w granicach błędu statystycznego, daje Partii Demokratycznej nadzieję, że wiceprezydentka ma szanse na wygraną w listopadowych wyborach. W praktycznie wszystkich ostatnich sondażach Biden przegrywał z Trumpem.
Z sondażu Ipsos dla Reutersa wynika, że w bezpośrednim starciu Kamala Harris mogłaby liczyć na
44%
poparcia, a Donald Trump na
42%
. W przypadku szerszej listy kandydatów przewaga Harris rośnie, wiceprezydentka uzyskała 42% wskazań badanych, podczas gdy Trump - 38%. 8% zagłosowałoby na Roberta F. Kennedy’ego Jra. Błąd statystyczny wynosi 3%.
Mimo niewielkiej przewagi wynik Kamali Harris może przywrócić Demokratom nadzieję na zwycięstwo w listopadowych wyborach. Praktycznie wszystkie ostatnie sondaże wskazywały bowiem na przewagę Trumpa nad Bidenem. Z drugiej strony wzrost poparcia tuż po starcie kampanii jest regularnie obserwowanym zjawiskiem w USA.
Badanych w sondażu Ipsos zapytano także o opinie dotyczące kandydatów. 56% zgodziło się z twierdzeniem, że Kamala Harris jest
"mocna psychicznie i potrafi radzić sobie z wyzwaniami"
. O Trumpie tak samo powiedziało 49% badanych, a Bidena oceniło w ten sposób tylko 22%.
Ponadto trzy czwartek wyborców Demokratów uważa, że partia powinna teraz poprzeć Kamalę Harris, jedna czwarta uważa, że do wyścigu o partyjną nominację należy dopuścić innych kontrkandydatów.
W poniedziałek agencje prasowe podały, że Harris zyskała już poparcie demokratycznych delegatów wystarczające do otrzymania nominacji, co potwierdziła sama kandydatka. Jak podaje Associated Press Harris może liczyć na
2700 głosów delegatów
, około 700 więcej niż wymagana większość. Formalnie nominację otrzyma dopiero w sierpniu podczas konwencji w Chicago. Harris już prowadzi jednak intensywną kampanię wyborczą, na którą zaledwie w dwa dni udało się zebrać ponad 250 mln dolarów.
Wczoraj Harris wystąpiła na swoim
pierwszym wiecu w Wisconsin
, na którym przedstawiła pierwsze obietnice wyborcze. Zapowiedziała, że zajmie się m.in. prawem do aborcji.
- My, którzy wierzymy w wolność reprodukcyjną, powstrzymamy ekstremalne zakazy aborcji Donalda Trumpa, ponieważ ufamy, że kobiety mogą podejmować decyzje dotyczące własnego ciała. Rząd nie będzie im mówił, co mają robić. Kiedy Kongres przyjmie ustawę przywracającą wolność reprodukcyjną, jako prezydent Stanów Zjednoczonych podpiszę ją - zapowiedziała.