fot. East News
Na początku ubiegłego roku
poznański sąd
wydał
wyrok w sprawie księdza pedofila Romana B
. z Towarzystwa Chrystusowego, który
wykorzystywał seksualnie 13-letnią dziewczynkę.
Roman B. miał wybrać swoją ofiarę na lekcji religii. Potem zapraszał ją na plebanię. Następnie miały miejsce dramatyczne wydarzenia - ksiądz wywiózł ją od rodziców,
więził i przez kilkanaście miesięcy gwałcił.
Został
skazany na cztery lata więzienia
, dopiero niedawno przestał być księdzem i został wykluczony ze zgromadzenia.
Dziewczyna kilka razy próbowała popełnić samobójstwo. Lekarze zdiagnozowali u niej zespół stresu pourazowego i zespół depresyjny z objawami psychotycznymi.
Sąd przyznał 24-letniej obecnie Katarzynie (imię zmienione)
milion złotych zadośćuczynienia i 800 zł miesięcznie dożywotniej renty. Zapłacić miał je nie sprawca a jego zgromadzenie.
W październiku 2018 roku Towarzystwo Chrystusowe wykonało wyrok i
wypłaciło ofierze księdza zadośćuczynienie i zaległą rentę.
Wyrok skomentował
prawicowy publicysta
Stanisław Michalkiewicz.
W opublikowanym w sieci nagraniu nazwał Katarzynę prostytutką:
-
Wiele pań za mniejsze pieniądze spódniczki podciąga, a tu milion i dożywotnia renta.
Milion złotych to taka panienka jedna z drugą przez całe życie mogą nie zarobić - powiedział.
Nazwał ją też "panienką, która była molestowana przez księdza erotomana".
Za tą publikację
Katarzyna pozwała Stanisława Michalkiewicza.
Poznański sąd wydał wyrok na jej korzyść i
przyznał jej 150 tys. zł zadośćuczynienia.
Michalkiewicz nie odbierał wezwań do sądu, egzekucją wyroku zajął się więc komornik.
Jak podaje
Gazeta Wyborcza
, publicysta stwierdził, że jego
konto "zostało wyzerowane"
. W banku odesłano go do komornika, który poinformował go o wyroku i danych wierzycielki.
"Nie miałem pojęcia, kto zaczął, ale komornik wyjaśnił, że chodzi o osobę molestowaną ongiś przez księdza. W publikacjach nazywana była "Kasią"" - napisał Michalkiewicz w sieci. Dalej podał
w swoim wpisie prawdziwe imię i nazwisko ofiary. Poprosił też swoich czytelników o wsparcie finansowe.
Jak podaje
Wyborcza,
Michalkiewicz miał poprosić Katarzynę
o rozłożenie zasądzonej kwoty na raty, jednak jej prawnik nie zgodził się na to.
Gwałcona przez księdza kobieta twierdzi, że
ujawnienie przez publicystę jej danych to zemsta za nie wyrażenie zgody na rozłożenie zasądzonej kwoty na raty
. W poniedziałek opublikowała wpis na Facebooku, w którym stwierdza, że cała ta sprawa jest już ponad jej siły.
"Dziś wydarzył się mój kolejny dramat! Dramat, na który nie mam już sił.
To jest ponad moje siły wszystko
" - napisała w poniedziałek wieczorem na Facebooku.
"
Nie byłam żadną kurwą, tylko dzieckiem, kiedy gwałcił mnie ksiądz.
Skrzywdził mnie nie tylko ten człowiek swoimi słowami, ale również po jego wypowiedzi wiele osób z jego kręgu życzyło mi śmierci, pisali, że dobrze, że mi się to stało i wiele innych obraźliwych słów" - napisała.
"Bardzo się bałam kolejnego procesu, nie wiedziałam, czy udźwignę go psychicznie, ale nie mogłam pozwolić na to, aby ten człowiek nie poniósł konsekwencji. (...) Proces trwał krótko, a on świadomie nie odbierał pism z sądu, jak również spodziewał się doskonale pozwu. (...) Detektyw potwierdził jego adres zamieszkania, jak również sam Stanisław Michalkiewicz kilka dni temu w rozmowie z komornikiem powiedział, że mieszka w tym mieszkaniu. (…)
Poddaję się! Mam już tego wszystkiego dość. Proszę się ze mną nie kontaktować w żaden sposób. Nie będę odpowiadać na wiadomości"
- dodała.