W marcu tego roku
trzech posłów partii KORWiN Artur Dziambor, Dobromir Sośnierz i Jakub Kulesza
poinformowali, że
odchodzi
z ugrupowania. Przyczyną miały być wypowiedzi byłego już lidera partii Janusza Korwina-Mikke na temat
wojny w Ukrainie:
- Wiemy, że Korwin-Mikke z różnych wypowiedzi był znany już wcześniej, natomiast w czasach pokoju był to irytujący ekscentryzm. Natomiast od kilku tygodni jest to temat numer 1 w Polsce i zapewne jeszcze długo będzie. W obliczu takiej sytuacji, w obliczu wojny na Ukrainie, stało się to dla nas dużym problemem i nie jesteśmy w stanie dłużej identyfikować się z partią KORWiN. [...] To my musimy posadzić nowe drzewa, musimy się przesiąść wewnątrz Konfederacji. Zakładamy nową wolnościową nogę, bez putinizmów, bez lekkiej pedofilii, bez dywagacji o tym, czy Hitler wiedział o Holokauście - mówił wówczas Dobromir Sośnierz.
Teraz
Sośnierz
postanowił
odnieść się do partii KORWiN pod wodzą nowego lidera, czyli Sławomira Mentzena.
Stwierdził, że "partia nigdy nie wyleczyła się z odejścia trzech posłów". Dodał, że on i jego koledzy, którzy opuścili partię chcieli współpracować z nią, ale Mentzen
miał wypowiedzieć im wojnę
. Zwraca także uwagę na nadmierne
zamiłowanie partii i jej członków do Rosji:
"Pierwotnie miałem napisać trzy wpisy o sytuacji w środowisku wolnościowym po ostatnich wydarzeniach - po I Zlocie Wolnościowym, po III Forum Wolnościowym i po kongresie partii KORWiN. Kolejność miała być inna, ale tempo wydarzeń i zainteresowanie publiczności skłoniły mnie, żeby zacząć ten tryptyk od końca, czyli od rewelacyj ogłaszanych przez nowego prezesa korwinistów w sprawie rzekomych prawyborów. Zacznijmy więc od tego, że korwiniści nie zaleczyli nigdy ran po marcowym odejściu z partii KORWiN trzech posłów. Przypomnijmy, że jeszcze przed wybuchem wojny na Ukrainie, prezes mojej byłej partii uparł się kompromitować swój dorobek i program konserwatywno-liberalny przez długą serię bezsensownych wpisów, a to twierdzących że wojny nie będzie, a to że wojna w sumie jest spoko pomysłem na zmianę granic, a to że trupy w Buczy się ruszają, a to że jednak nie, ale zabili je Ukraińcy itd, itd. Zapisując się do partii KORWiN,
umawialiśmy się na walkę o wolność, a nie na kult jednostki,
kiedy ta jednostka w jakiejś sprawie ostro zjechała z wolnościowego kursu. Bo pochwała siłowej zmiany granic nijak nie daje się pogodzić z postulatem nieagresji. Z bagażem takich wpisów trudno byłoby mi nadal dźwigać brzemię nazwy tej partii pod swoim nazwiskiem, zwłaszcza, że nazwa partii do złudzenia przypomina nazwisko autora tych wątpliwych mądrości" - napisał.
"Występując z partii, podkreślaliśmy, że we wszystkich sprawach, które nadal nas łączą, chcemy w dalszym ciągu współpracować z dawnymi kolegami i że nadal jesteśmy ich posłami, nawet jeśli JKM nie jest już naszym prezesem. Ale
skrzydło Russia Today narzuciło jednak partii KORWiN narrację wrogości wobec Wolnościowców
, a liderem walki z "wężami" mianował się kolega Mentzen. Niektórzy pewnie pamiętają jego dość enigmatyczny wpis z marca, w którym stwierdzał, że on nigdzie się z partii-matki nie rusza i będzie sobie siedział nad brzegiem rzeki, czekając aż spłyną nią ciała wrogów. Niektórzy pewnie pamiętają moją odpowiedź. I otóż dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że błędnie zrozumiałem tę przypowieść. Bo ja myślałem naiwnie, że Mentzen mówi o naszych wspólnych wrogach. A on mówił... o nas" - dodał.
Przyznał, że w jego ocenie
Mentzen i jego środowisko nie walczy z "lewactwem", a z "Wolnościowcami":
"Już na majowej Radzie Krajowej partii było widać, że teraz celem jej istnienia nie jest już walka z lewactwem, ramię w ramię z Wolnościowcami, tylko walka ze znienawidzonymi przez Mentzena "wężami", jak zwykł nas nazywać. Już samo określanie nas "wężami" jest wymownym świadectwem złej woli, bo odwołuje się do fałszywej anegdoty, sugerującej, że pretekstem do naszego odejścia był spór o Wyspę Węży. W rzeczywistości odejście było skutkiem długiej serii głupich wpisów, a ten o Wyspie Węży nie był nawet przykładowo wśród nich wymieniony. Korwiniści lubią się jednak trzymać myśli, że chodzi o wyspę Węży, bo to był bodaj jedyny przypadek, kiedy cytowana przez JKM Russia Today miała częściowo rację. Co zresztą nie znaczy, że sam wpis JKM był legitny - wielokrotnie próbowaliśmy Panu Prezesowi tłumaczyć, że problem nie w tym, jak było z Wyspą Węży, tylko z tym, że napisał, że było tak a nie inaczej PONIEWAŻ w Russia Today tak powiedzieli. To traktowanie RT jako źródła bardziej wiarygodnego niż źródła ukraińskie i polskie było tutaj problemem, a nie to, czy akurat w tym przypadku częściowo nie miała racji. Powoływanie się na notorycznego kłamcę i do tego tubę propagandy naszego wroga jako na rzetelne źródło informacji - to był problem p. Janusza, a nie to, czy obrońcy wyspy żyją czy nie, bo to nie ma dla nas praktycznego znaczenia" - napisał.
Sośnierz odniósł się także do Konfederacji, jako koalicji i miejsca Wolnościowców i członków partii KORWiN. Polityk zarzuca
Mentzenowi, że chce zawłaszczyć sobie projekt Konfederacji
i obiecuje swoim członkom jedynki na listach wyborczych, choć to nie on decyduje o ich przyznaniu:
"Dodatkowo partia KORWiN nie przyjęła do wiadomości konsekwencji tego rozłamu i próbuje żyć w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, w której po odejściu 60% swoich posłów i ⅓ swoich przedstawicieli w Radzie Liderów Konfederacji, a dodatkowo po tym jak Prezes JKM dzięki swojej publicystyce wojennej stał się wartością ujemną dla Konfederacji - partia KORWiN nadal posiada ten sam potencjał, a więc powinna teraz przejąć wszystkie „jedynki” Wolnościowców i wypchnąć ich z Konfederacji. Wedle tej narracji, Wolnościowcy nie stanowią żadnej wartości, nie należą im się żadne miejsca na listach, żadne miejsca w Radzie Liderów i w ogóle nie są "stroną" umowy konstytuującej Konfederację" - stwierdził”
"Zacznijmy od faktów historycznych. Konfederacji nie utworzyły 3 partie, tylko 4. Podział miejsc w Radzie Liderów, wskutek błyskotliwych negocjacyj panów JKM i SM zakończył się zaakceptowaniem przez Partię KORWiN podziału 5-4-2-1 w Radzie Liderów. Partia KORWiN nigdy nie dostała 6 przedstawicieli. Marek Kułakowski został przedstawicielem… Liroya - chyba tylko dlatego, że Liroy wiedział, że JKM Kułakowskiego nie lubi. Gdyby nie to, mielibyśmy w RL jakiegoś pana Maciejowskiego… To że po odejściu Liroya Marek Kułakowski zapisał się do KORWiNy to był dla partii nieoczekiwany prezent, a nie coś, co sobie wywalczyła. A przypomnijmy, że w tym czasie miała jeszcze jeden atut - jako jedyna dostawała subwencję za poprzednie wybory, co znacznie zwiększało jej potencjał. Skoro w takiej sytuacji wywalczyła sobie tylko 5 na 12 miejsc w Radzie Liderów i 20 na 41 jedynek w wyborach AD 2019, to tym bardziej nic nie przemawia za tym, że po serii wpadek i osłabień, miałaby obecnie uważać wszystkie te zasoby za przypisane na stałe do siebie, a nawet powiększone do 6 członków RL. To absurdalna logika. O ile można się zgodzić, że Wolnościowcy, choćby ze względu na tworzące się dopiero struktury, są nadal mniejszą częścią Konfederacji niż partia KORWiN, to z całą pewnością nie jest to siła zerowa, która miałaby nie być reprezentowana na jedynkach ani w RL. Tymczasem wystąpienie inaugurujące prezesurę Mentzena, zawierało właśnie zapowiedź przeprowadzenia prawyborów na 20 jedynek, które on wprost w paru wywiadach określił jako "swoje", a on wspaniałomyślnie pozwala nam na nie kandydować. To jest właśnie przekaz z równoległej rzeczywistości, w której rozłam się nie wydarzył, a partia ma jedynki nawet tam, gdzie ich naprawdę nie ma.
Otóż informuję zarówno czytelników jak i kolegę Mentzena, że te jedynki nie należą do niego. Wszystkie listy ustala KONFEDERACJA,
a nie partia KORWiN, a tym bardziej nie pan Mentzen i te ustalenia już zapadły rok temu" - dodał.
Sośnierz twierdzi, że jedynki zostały ustalone w ubiegłym roku, ale na udział w obradach nie znalazł czasu Mentzen:
"Co więcej, jedynki zostały ustalone personalnie (a nie poprzez parytety) już rok temu - i były jednomyślnie wówczas zaakceptowane przez wszystkich uczestniczących w obradach.
Jedynym członkiem RL, który nie znalazł czasu na te negocjacje był… tak, Sławek Mentzen.
A teraz kolega śpioch obudził się ze snu zimowego i udaje, że 20 okręgów należy do niego i będzie sobie w nich robił konkursy. Takie wczesne ustalenie liderów list miało z jednej strony dać im czas na przygotowanie się do kampanii i na budowanie mocnych list, a z drugiej strony pozwalało uniknąć przepychanek, które na ostatniej prostej mogłyby rozsadzać Konfederację. Kolega Mentzen nie zgłaszał do tych argumentów żadnych zastrzeżeń. O żadnych prawyborach nie było wtedy mowy" - stwierdził.
Były polityk partii KORWiN stwierdził, że
prawybory zapowiedziane przez Mentzena nie mają nic wspólnego z uczciwością:
"Pół biedy jeszcze, gdyby te prawybory miały chociaż pozory uczciwości. Ale regulamin wymyślony przez korwinistów zakłada, że trzeba wpłacić darowiznę na ich partię (1000 zł za zgłoszenie kandydata, 20 zł za głosowanie), a Zarząd Krajowy i tak może sobie utrącać kogo chce, jeśli "nie daje rękojmi godnego wykonywania mandatu". Chyba każdy rozumie, że to jest farsa, w której Wolnościowcy nie mogą wziąć udziału i na którą Rada Liderów nie może się zgodzić. Nie po to wypisywałem się z partii KORWiN, żeby teraz wpłacać na nią darowizny. Już wystarczy, że partia nie oddała mi nadpłaconych składek. Co więcej, jeszcze na długo przed ustaleniem jedynek na listach w skali kraju, Rada Liderów uchwaliła, że posłowie mają zagwarantowany start z pierwszego miejsca w tym samym okręgu, z którego zostali wybrani, o ile nie opuszczą Konfederacji. Podobne, choć nieformalne gwarancje otrzymali też członkowie Rady Liderów (nie wszyscy są posłami). Chodziło o to, żeby posłowie - a mamy ich tylko 11 - zajęli się pracą w Sejmie, gdzie są najbardziej potrzebni, a nie rywalizacją wewnątrz struktur o dobre miejsce na liście" - napisał.
"Podsumowując, to naprawdę nie rozumiem, dlaczego tak absurdalny pomysł jak organizowanie przez korwinistów prawyborów dla Konfederacji został przez tyle osób potraktowany poważnie.
Propozycja Mentzena jest kuriozalna i musiałbym naprawdę na głowę upaść, żeby zgadzać się na start w referendum na takich warunkach
. A przede wszystkim zdziwiło mnie, ile osób było się w stanie nabrać na ten sardoniczny uśmiech kolegi Mentzena, który próbuje udawać, że pomysł prawyborów wcale nie jest oznaką wrogości wobec Wolnościowców. Otóż nie ma żadnego innego powodu, żeby pan Sławek, znany raczej z dyktatorskich zapędów, nagle pokochał wewnętrzną demokrację, oprócz tego, żeby uzyskać świetną w jego mniemaniu wymówkę dla wypchnięcia "węży" z polityki" - dodał.
Polityk stwierdza, że
dla ideowych wolnościowców liczy się walka o wolność, a dla Mentzena walka o pozycję:
"
Sławek nie gra w tę samą grę
, w którą grają ideowi wolnościowcy. Dla nas, ideowców, ważne jest żeby walczyć o wolność z przeciwnikami wolności. Dla Sławka jest ważne, żeby walczyć o monopol na przywództwo z innymi wolnościowcami. Dla nas to dobrze, jeśli w Konfederacji będzie więcej wolnościowców, nawet takich konfliktowych jak kolega Mentzen. A kolega Mentzen wprost zmierza do tego, żeby wolnościowców w Konfederacji było mniej - ale za to tacy, którzy ucałują jego pierścień. A żeby było śmieszniej, pan Sławek próbował być dowcipny i w swojej mowie tronowej powiedział, że to Wolnościowcy zainspirowali go swoimi hasłami dotyczącymi demokracji bezpośredniej - i dlatego on teraz zrobi prawybory. Sławku… Jakby Ci to powiedzieć… Prawybory to nie jest demokracja bezpośrednia. To nadal demokracja przedstawicielska. Chciałeś być błyskotliwy, ale nie wyszło" - dodał.