fot. East News
Krzysztof Ziemiec
to dziennikarz, które obecnie kojarzony jest głównie z Telewizją Polską. Prywatnie jest on ojcem
trójki dzieci
- dwóch córek Marianny i Olgi oraz syna Franka. Ziemiec nigdy nie ukrywał, że jest bardzo wierzący. Wszystkie z jego dzieci chodziły do katolickich szkół, a on sam w domu próbował wpoić im katolickie wartości. Okazuje się jednak, że nie wszystko poszło po myśli dziennikarza. W wywiadzie dla serwisu Catolico przyznał, że jego
córki "odeszły od Boga"
, jednak ma nadzieje, że wrócą:
- To temat dla mnie trudny, bo delikatny i osobisty. Starałem się jak mogłem, ale udało się w pełni w jednej trzeciej. Nasz 18-letni syn chodzi z nami co niedzielę do Kościoła. Jest świadomym wiernym. Dwie starsze córki miały wszystkie sakramenty, ale coś się wydarzyło po zakończeniu liceum i nastąpiła przerwa - żalił się Ziemiec.
- Mam nadzieję, że wrócą, ale nie wiem. Zobaczymy, na jak długo odeszły. Może na stałe?
Nie wojują, są po prostu zdystansowane,
ale w pewnym wieku to chyba normalne. Młodzi zawsze muszą się buntować. Są dorosłymi kobietami, nie będę ich przecież siłą ewangelizować. To normalne, że w pewnym momencie człowiek musi mierzyć się z konsekwencjami swoich wyborów, sprawdzać różne drogi życia, czasami się sparzyć. Wtedy widzi, co jest dla niego dobre, a co złe. Dzieci kończyły tę samą katolicką podstawówkę… ale…
powiem Ci szczerze, nie wyszło tak, jakbym chciał
- dodał.
Według niego powodem odejścia od katolicyzmu jego córek jest "przebodźcowanie":
- Na pewno część powodów, dla których odeszły od katolicyzmu, jest uniwersalna.
Przebodźcowanie, nieustanna walka o ich uwagę.
My jako rodzice tracimy taką rodzicielską dobrze rozumianą kontrolę nad ich życiem bardzo wcześnie. Dzieje się to coraz szybciej. Za moich czasów na pierwszą komunię dostawało się rower, dzisiaj smarftona z dostępem do internetu. Od tego momentu influencerzy, celebryci, streamerzy - stają się pełnoprawnymi bohaterami ich życia, burząc stare autorytety. Oni o nic nie proszą, niczego poza subem i lajkiem nie chcą - kto by ich nie lubił? Jeśli dziecko ma słaby charakter i jest podatne na podobne mechanizmy, rodzic często staje się obcy, a to, w co wierzą rodzice - opresyjne - mówi.
- Nie ma jednej i uniwersalnej metody na "odzyskanie młodzieży dla Kościoła". Może najbliższą tego ideału, jest po prostu przykład płynący z góry i życie tym, w co się wierzy? Pokazywanie dzieciom codziennie tej wierności. Myślę, że starsze pokolenie musi nauczyć się cierpliwości oraz zaufania do dzieci, które potrzebują wolności do podejmowania własnych decyzji. Ja za młodu, w połowie lat 80., jeździłem do Jarocina, który był dla dorosłych synonimem zła. Chodziłem na koncerty, rodzice mi ufali. Jakoś się nie stoczyłem, natomiast szanowałem to, że dostałem szansę na wybór. Ja chciałem postąpić wobec moich dzieci podobnie. Zaufałem. Czy zrobiłem dobrze? Okaże się - dodaje.
Dziennikarz wyjawił, że
czasem decyzję swoich córek rozpatruje w kategoriach własnej porażki
. Dodaje jednak, że na innych polach ma świetny kontakt z córkami:
- Ponieważ sam wymagam dużo od siebie, to czasami tak o tym myślę, ale potem sam sobie dopowiadam, że to
za duże słowa.
Chciałbym, żeby było inaczej, ale nie wszystko nam w życiu zawsze wychodzi. Na szczęście w innych kwestiach mamy z córkami bardzo dobry kontakt, tutaj do żadnych podziałów na szczęście nie doszło - stwierdził.