Wczoraj
ulicami Warszawy przeszedł strajk przedsiębiorców
zorganizowany m.in. przez kandydata na prezydenta
Pawła Tanajno.
Protestujący przedsiębiorcy chcieli w ten sposób sprzeciwić się zapisom tzw. tarczy antykryzysowej. Domagają się
pomocy od rządu
.
Początkowo strajk miał odbyć się w formie blokady samochodowej. W centrum miasta znalazło się
30 samochodów.
Później po interwencji policji, która zablokowała protestującym drogę, ci zdecydowali się ruszyć
piechotą pod przed Sejm
, a następnie pod
kancelarię premiera.
Pod Sejmem strajkujący odśpiewali hymn Polski, wznieśli okrzyki: "leniuchy", "sprzedawczyki". Oprócz tego skandowali także hasła: "Nie boimy się Kaczora", "Wymienimy Morawieckiego na dolary", "To my Polacy".
Jak wynika z nagrań zamieszczanych w sieci,
pod KPRM doszło do przepychanek.
Uczestnicy strajku zapowiedzieli, że nie opuszczą tego miejsca, jeżeli nie spotka się z nimi Mateusz Morawiecki.
- To oni decydują o dalszym przebiegu strajku. Jeżeli tylko policja odblokuje centrum, będziemy protestować dopóki ktoś z rządu do nas nie wyjdzie - mówił Paweł Tanajno.
Później Paweł Tanajno na Facebooku poinformował, że protestujący zostają pod kancelarią premiera
na noc, rozbili namioty i rozłożyli się na ławkach naprzeciwko budynku.
Większość osób biorących udział w proteście nie miała maseczek, ani innych rzeczy, którymi mogłaby zasłonić twarz.
Ostatecznie
policja zlikwidowała "miasteczko protestujących"
a wszyscy uczestnicy protestu
zostali zatrzymani.
Jak podaje Radio Zet, 37 osób zostało zatrzymanych przez funkcjonariuszy i
przewiezionych na przesłuchania.
Oprócz tego skierowano
150 pism do sanepidu o naruszeniu obostrzeń
związanych z koronawirusem, za co grozi nawet po 30 tys. zł kary: