fot. East News
Fakty
TVN wyemitowały we wtorek materiał pokazujący historię pani Joanny, która pod koniec kwietnia zażyła
tabletki poronne
. Gdy źle się poczuła, powiadomiła o tym swoją lekarkę, ta z kolei zawiadomiła o sprawie służby. Do szpitala skierowano policję, która zabrała kobiecie laptop i telefon.
- Kazano mi się rozebrać,
robić przysiady i kaszleć.
Rozebrałam się. Nie zdjęłam majtek, ponieważ wciąż jeszcze krwawiłam i było to dla mnie zbyt upokarzające, poniżające, i wtedy właśnie pękłam, wtedy wykrzyczałam im w twarz: "czego wy ode mnie chcecie?" - relacjonuje kobieta.
Okazuje się, że prokuratura prowadzi śledztwo w tej sprawie z artykułów dotyczących pomocy w aborcji i namowie do samobójstwa.
Teraz krakowska policja wydała oświadczenie w tej sprawie.
"W nawiązaniu do materiału telewizji TVN24 dotyczącego sytuacji sprzed 3 miesięcy, która miała miejsce w Krakowie, informujemy, że interwencja Policji nastąpiła po
zawiadomieniu służb przez lekarza psychiatrę
o możliwej próbie samobójczej jego pacjentki i przyjęciu przez nią substancji niewiadomego pochodzenia" - czytamy.
Z komunikatu dowiadujemy się, że patrol policji zastał na miejscu "zapłakaną kobietę, która krzyczała, odpowiadała na pytania w sposób chaotyczny i wyczuwalna była od niej
woń alkoholu
".
"Na miejscu pojawił się również zespół ratownictwa medycznego. Z rozpytania kobiety wynikało, że od lat leczy się psychiatrycznie, tego dnia miała myśli samobójcze i jakiś czas temu zażyła medykamenty wywołujące poronienie. Jednocześnie poinformowała, że medykamenty zamówiła przez internet, ale odmówiła ujawnienia szczegółów transakcji zakupu. Zachodziło podejrzenie, że nie pochodzą one z legalnego źródła" - twierdzi policja.
Przekazano, że "z uwagi na to, iż istniało podejrzenie popełnienia przestępstwa w postaci udzielania kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży poprzez środki pochodzące z nielegalnego źródła, zachodziła konieczność zabezpieczenia urządzeń, które kobieta używała do finalizowania transakcji zakupu tych środków".
"Jednocześnie policjanci musieli sprawdzić, czy kobieta nie posiada przy sobie środków pochodzących z niewiadomego źródła, które po zażyciu mogłyby zagrażać jej życiu. Czynności należało przeprowadzić niezwłocznie,
kobieta jednak nie chciała współpracować
i nie chciała wydać dobrowolnie przedmiotów, o które prosili policjanci. W celach dowodowych został zabezpieczony laptop kobiety. Policjanci starali się przeprowadzić te czynności w sposób nie zakłócający pracy lekarzy, jednak z niewiadomych przyczyn spotkali się z dużymi utrudnieniami ze strony personelu medycznego, przez co policjanci nie mogli wykonywać czynności zgodnie z obowiązującymi procedurami" - dodano.
Dalej z relacji funkcjonariuszy wynika, że "spotkali się z
nieprzychylnym podejściem personelu medycznego
, który ingerował w prowadzone czynności i rozmowy z kobietą".
"W związku z tymi utrudnieniami oficer dyżurny Komendy Miejskiej Policji w Krakowie zdecydował o wysłaniu do szpitala dodatkowego patrolu celem wsparcia w przeprowadzeniu czynności i rozmów wyjaśniających sytuację z pracownikami szpitala". Następnie "decyzją lekarzy kobieta została skierowana do szpitala im. Narutowicza na ulicy Prądnickiej".
Natomiast Naczelna Izba Lekarska poinformowała, że Samorząd prowadzi postępowanie wyjaśniające.
"To co spotkało pacjentkę stanowi
naruszenie praw pacjenta
i mamy nadzieję, że sprawę z urzędu podejmie Rzecznik Praw Pacjenta. Nie ma naszej zgody na naruszanie prawa pacjenta do intymności, tajemnicy lekarskiej oraz na utrudnianie udzielania pomocy pacjentowi. Z tajemnicy lekarskiej w Polsce zwalnia sąd":