Od wczoraj trwa akcja
LOT do domu
, w ramach której PLL LOT wysyłają
czartery po Polaków znajdujących się za granicą
. Wczoraj wylądowały już pierwsze samoloty ze Stanów, Wielkiej Brytanii i Malty. Akcja nie do końca spotkała się ze zrozumieniem personelu latającego, który narzeka na warunki pracy i zagrożenie dla siebie i pasażerów. Pisaliśmy o tym tutaj:
Jedna z klientek LOT-u opisała na Facebooku, jak "LOT do domu" wygląda z perspektywy pasażera. Niestety, linie zdają się
nie rozumieć powagi sytuacji
.
"To największe zagrożenie i
wielka ściema o kontroli zdrowia przylatujących
. Odwołali loty i kazali Polakom ponownie za nie płacić rezerwując na nowo powrót" - opisuje Ewa Kruszi, która razem z koleżanką wróciła czarterem ze Stanów.
"Na pokładzie samolotu facet z gorączką, kaszlem i typowymi objawami… Co zrobiono?
Dostał maseczkę i bez żadnego nadzoru wyprawiony do chaty".
Spostrzeżeniom pasażerki wtóruje jej towarzyszka.
"Wracam właśnie ze Stanów, na pokładzie samolotu załoga sprawdza wszystkim temperaturę. Pacjent z gorączką, kaszlem, załoga nie wie, co z facetem zrobić, więc daje mu tylko maseczkę. Po czym pacjent zostaje wypuszczony pokładu bez dalszego nadzoru, staje w kolejce do kontroli granicznej i znika za bramką z zaleceniami domowej "kwarantanny" - relacjonuje Natalia Katarzyna.