Wybory prezydenckie
zbliżają się wielkimi krokami, a opozycja wciąż nie przedstawiła swojego kandydata.
Okazuje się, że
przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk
miał
zlecić jednej z polskich firm
badawczych przeprowadzenie
sondażu
, by sprawdzić swoje szanse.
Wirtualna Polska opierając się na danych przekazanych przez pracownika jednej z firm badawczych informuje, że
"prezydencki sondaż na prywatny użytek to koszt 20-30 tys. zł".
Badanie miało zostać zlecone tuż po wyborach parlamentarnych, a jego wynik miał pokazać, że
dla
szefa Rady Europejskiej ogromnym ryzykiem byłby start w elekcji prezydenckiej.
-
Badania prezydenckie pokazują, że Donald ma zbyt duży elektorat negatywny,
a to jeden z najistotniejszych czynników w tych wyborach. Dlatego Tusk po wyborach mówił, że opozycja musi postawić na kandydata, który ma szanse zebrać elektorat szerszy niż tylko Platformy, a nawet podebrać głosy Andrzejowi Dudzie. Donald wie, że on sam takich szans nie ma - mówi WP człowiek znający Tuska.
Polityk PO przyznaje zaś, że
"Tusk wciąż wzbudza złe emocje u wielu, kojarzy się ze "starymi czasami"
. "A młodzi nie chcą powrotu do tego, co było".
Na pytanie WP, dlaczego Tusk miałby zlecić prywatny sondaż, osoba z otoczenia mówi, że politycy nie ufają medialnym sondażom:
- Bo
politycy nie ufają sondażom publikowanym przez media.
Zawsze widzą w tym jakiś spisek: że dlaczego akurat w
Wyborczej
czy TVN takie a nie inne wyniki, że to kreacja, że to pompowanie tego polityka czy innego. Dlatego Tusk wolał zamówić badanie sam i nikim o jego wynikach publicznie nie informować.
Wprost niedawno informował, że Donald Tusk do startu w wyborach namawia Władysława Kosiniaka-Kamysza. Być może to efekt negatywnych dla Tuska wyników sondażu: