fot. East News
San Marino położone w środkowych Włoszech to jeden z ostatnich krajów w Europie, gdzie obowiązuje całkowity zakaz aborcji. Wczoraj odbyło się tam referendum, z którego wynika, że aż
77% głosujących było za legalizacją przerwania ciąży
przy frekwencji 41%.
Aborcja miałaby być dozwolona do 12. tygodnia ciąży. Późniejszy zabieg byłby możliwy jedynie w przypadku zagrożenia życia matki lub ciężkiego uszkodzenia płodu.
Obecnie za aborcję mieszkankom San Marino grozi
kara od trzech do sześciu lat więzienia
. Nie oznacza to, że aborcji nie ma - ciężarne jeżdżą do Włoch, gdzie przerwanie ciąży zalegalizowano po referendum w 1978 roku.
Organizacja głosowania spotkała się z
krytyką rządzącej Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej
, która jest ściśle związana z Kościołem Katolickim. Przedstawiciele grup katolickich i antyaborcyjnych apelowali do oddania głosu przeciwko aborcji. Przeprowadzili również kampanię, w ramach której wywieszano plakaty przedstawiające dziecko z zespołem Downa z podpisem: "Jestem anomalią, czy to oznacza, że mam mniej praw niż ty?".
San Marino stoi w tyle na tle Europy w innych kwestiach związanych z prawami człowieka. Kobiety otrzymały prawo do głosowania dopiero w 1964 roku, a rozwodzić można się dopiero od 1986 roku.
Ostatnio dyskusja w sprawie aborcji rozbrzmiewa nie tylko w Europie. W Teksasie wprowadzono nowe prawo, które zakazuje przerwania ciąży od momentu, gdy lekarz wykryje u płodu bicie serca. Podobny projekt przedstawił Webster Barnaby, zasiadający w parlamencie stanowym Florydy: