fot. Flickr @memlizka3foto
Szwecja
zmaga się z
kryzysem czytelniczym
. Rząd Szwecji chce z nim walczyć m.in. poprzez
powrót do tradycyjnych podręczników
i bibliotek, zastępując narzędzia cyfrowe. Z badań wynika, że młodzi Szwedzi mają problemy ze zrozumieniem bardziej złożonych tekstów. Badania Uniwersytetu w Uppsali wskazują, że
9 proc. kończących 9-letnią szkołę podstawową nie potrafi czytać ze zrozumieniem
, a 15 proc. ma kłopoty z pisaniem.
Z kolei badanie PISA z 2022 r. pokazało, że w Szwecji problem z czytaniem ma 25 proc. 16-latków. Sytuacja jest na tyle zła, że np. słynna w Szwecji uczelnia - Instytut Karolinska zdecydował się na skrócenie opisów w podręczniku.
Z tzw.
analfabetyzmem funkcjonalnym
postanowił walczyć minister edukacji Johan Pehrson, który wcześniej kierował resortem pracy. Pracownicy szwedzkich szkół wyższych zwracają uwagę, że nasila się problem studentów niepotrafiących korzystać z lektur i podręczników oraz mających problem z pisaniem. W połowie grudnia szwedzki minister edukacji spotkał się z przedstawicielami środowiska naukowego, by poszukać rozwiązań dla tego problemu.
Ministra szkolnictwa Lotta Edholm zdecydowała się na
wycofanie urządzeń cyfrowych
, obwiniając technologię za przyczynienie się do obniżenia poziomu nauczania. Warto przypomnieć, że jeszcze dekadę temu polityczka, zasiadając we władzach Sztokholmu, wprowadzała do szkół laptopy.
Teraz zapowiedziała
powrót papieru i tradycyjnych podręczników
:
- Musimy skoncentrować się na nauce podstawowych umiejętności - podkreśliła Edholm.
Co więcej, polityczka wskazała, że problem z czytelnictwem i rozumieniem tekstu rozwinął się także przez
nadmierne wykorzystywanie ułatwień przysługujących uczniom w przypadku trudności z nauką
. Szwedzkie media miały alarmować, że uczniowie coraz częściej domagają się możliwości
odsłuchiwania tekstów
. W sondażu, który został opublikowany w gazecie oświatowej "Vi laerare" wynika, że aż 44 proc. nauczycieli często pozwala dzieciom odsłuchiwać lektury, a 9 proc. robi to zawsze. Jak stwierdzili, w ten sposób jest im łatwiej nauczać. Gazeta szacuje, że z nagrań ma korzystać nawet 25 proc. uczniów.