Na Facebooku pojawił się wpis internauty, który
przeprowadził śledztwo w sprawie publikacji naukowych Łukasza Szumowskiego
. Okazuje się, że były już minister zdrowia opublikował w tym roku aż
trzy artykuły naukowe
, w tym dwa dotyczące koronawirusa, musiały więc
powstać one w czasie pandemii
.
"Łukasz Szumowski jest prawdopodobnie jedynym ministrem zdrowia na świecie, który w trakcie globalnej pandemii znalazł czas na pisanie artykułów naukowych. Jak widać, pan minister całkowicie poważnie potraktował słowa biskupa Długosza, który nazwał go Ewangelistą Łukaszem i uznał, że głosić Prawdę o pandemii powinien nie tylko na konferencjach prasowych, ale też w profesjonalnych czasopismach naukowych" - zauważa autor wpisu.
Rzeczywiście, artykuły, których Szumowski jest współautorem można znaleźć m.in. na
platformach ResearchGate
czy
PubMed Central
. Jeden z nich dotyczy interwencji w zakresie zdrowia publicznego w celu złagodzenia rozprzestrzeniania się SARS-CoV-2 w Polsce.
Autor wpisu zauważa, że łatwo automatycznie założyć, że
Szumowski mógł po prostu zostać dopisany do listy autorów
, jednak pewne przesłanki wskazują, że rzeczywiście pracował nad tekstem, miał m.in. zajmować się jego redakcją. Poza tym autor zastanawia się nad "zarządzaniem czasem przez ministra".
"Minister ma prawo spędzać ten swój czas wolny tak, jak ma na to ochotę. Jedni lubią grać w golfa, inni latać samolotem do Rzeszowa, jeszcze inni piszą w tym czasie artykuły naukowe. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że pisał te artykuły w samym środku pandemii".
Uwagę zwraca również fakt, że współautorem wszystkich artykułów Szumowskiego był
Jarosław Pinkas, Główny Inspektor Sanitarny
czyli druga po Szumowskim osoba odpowiedzialna za działania w czasie pandemii. Pinkas w tym roku został współautorem aż 14 artykułów, z czego
9 dotyczy koronawirusa
.
"Panowie Pinkas i Szumowski przynajmniej częściowo
oparli swoje artykuły na danych, do których mieli dostęp z racji swoich stanowisk
. Nie chcę tu twardo stawiać sprawy: być może każdy lekarz, pragnący przebadać tę kwestię otrzymałby te same dane. Wygląda to jednak tak sobie: Ministerstwo Zdrowia od marca było mocno
krytykowane za politykę informacyjną
" - zauważa autor wpisu, przypominając, że niedawno ministerstwo pomyliło się w danych o liczbie przeprowadzonych testów.
Prowadzi to do szerszej refleksji o polskiej nauce opartej na publikacjach i wykorzystywaniu do nich danych, do których jest bardzo ograniczony dostęp:
"Z tego względu naukowiec, oprócz tego, że musi wymyślić oryginalny problem badawczy, musi także wykazać się zdolnością gromadzenia danych, co czasem oznacza tygodnie spędzone w laboratorium, innym razem determinację w przekonywaniu państwowych urzędów. Sytuacja, na razie (chyba!) tylko hipotetyczna, w której
osoba sprawująca wysokie stanowisko polityczne ma możliwość wykorzystania danych, których nie może dostać "zwykły" naukowiec
, wydaje się dosyć ponura" - zauważa autor wpisu.