Jak informuje Biełsat TV, wczoraj
białoruskie służby bezpieczeństwa
spacyfikowały
protest medyków
, który miał odbyć się w Mińsku. Według relacji białoruskich niezależnych mediów, jeszcze przed rozpoczęciem manifestacji przed szpitalem nr 1 pojawiły się
OMON, więźniarki i funkcjonariusze drogówki.
Zanim manifestacja w ogóle się rozpoczęła, zamaskowani funkcjonariusze zaciągali do busów demonstrantów, po czym przesadzali ich do więźniarek na pobliskim parkingu. Jak informowali korespondenci Biełsatu, do jednego samochodu wpychano po 20 osób.
Białoruska milicja twierdzi, że zatrzymano kilka osób "w celu złożenia wyjaśnień". Media podkreślają jednak, że zatrzymano co najmniej 60 medyków, których przewieziono na komendy.
Część z nich trafiła do aresztu tymczasowego.
Medycy byli
jedną z pierwszych grup
, która masowo dołączyła do protestów po sfałszowanych wyborach prezydenckich. Jak podkreślali wówczas eksperci, poparcie grupy zawodowej cieszącej się tak dużym zaufaniem społecznym, jest dla protestów bardzo ważne. Medycy regularnie co tydzień wychodzą przed swoje szpitale z transparentami, apelując m.in. o zaprzestanie przemocy ze strony sił bezpieczeństwa.
Wczoraj lekarze chcieli zaprotestować również przeciwko
zapowiedziom Aleksandra Łukaszenki
, który kilka dni temu zagroził, że
medycy, którzy wyjadą do pracy za granicę, nie zostaną wpuszczeni do kraju
. Prawnicy podkreślają, że byłoby to niezgodne z konstytucją, która gwarantuje obywatelom Białorusi powrót do kraju bez przeszkód.
Słowa Łukaszenki dotyczące zagranicznych wyjazdów lekarzy były odpowiedzią na słowa polskiego wiceministra zdrowia
Sławomira Gadomskiego,
który w rozmowie z Dziennikiem Gazetą Prawną stwierdził, że w kontekście walki z koronawirusem "realnie szanse są na lekarzy zza wschodniej granicy, głównie Białorusi i Ukrainy, ze względu na mniejszą barierę językową".
- Nasi lekarze są proszeni w szczególności o przyjazd do Polski, aby pomóc ludności i państwu w walce z Covid-19. Chcę uprzedzić, że nie ma u nas zbędnych lekarzy. Musimy leczyć naszych, własnych ludzi. Ale nikogo nie będziemy trzymać siłą.
Należy jednak zdawać sobie sprawę, że nie wjadą z powrotem; tam będą pracować i zarabiać te wielkie pieniądze, po które wyjechali
- stwierdził w odpowiedzi Łukaszenka.