Prokuratura uznała, że kobiety, który stanęły na drodze marszu 11 listopada 2017,
były co prawda bite, popychane, przewracane, kopane, opluwane, szarpane i nazywane "ubeckimi kurwami"
, oraz "lewackimi ścierwami". Owszem, były nowoływania zgromadzonych, by te kobiety "utylizować" i wszystko to prokuratura potwierdza, są na to dowody w postaci nagrań, ale według prokuratury "nie wypełnia to znamion czynu zabronionego".
Z uzasadnienia przedstawionego przez prokuraturę wynika, że prokurator skupiła się na doktrynie prawnej i komentarzach do kodeksu, aby uzasadnić, że właściwie to nic się się nie stało. Bo aby doszło do pobicia jako czynu ściganego z urzędu, musi być odpowiednia intensywność zadawania ciosów, "charakter umyślny bicia" i konsekwencja zamiaru skrzywdzenia.
W tym wypadku rzucano wprawdzie osobami o ziemię i je kopano, ale nie wiadomo, jak intensywnie, a poza tym celem napastników było
"okazanie swojego niezadowolenia, że pokrzywdzone znalazły się na trasie ich przemarszu"
.