Kilka dni temu
włoska Straż Przybrzeżna
natrafiła na dość nietypową grupę migrantów, którzy
przypłynęli na wyspę przebrani za turystów
. Na pokładzie skontrolowanej łodzi, która pojawiła się w okolicy molo, było
11 osób
, wszyscy w typowo wakacyjnych ubraniach: szortach i słomkowych kapeluszach. Mieli również walizki i twierdzili, że są częścią wycieczki. Jedna z kobiet przypłynęła natomiast z psem:
swojego pudla trzymała na smyczy
.
Okazało się, że wszyscy "turyści": ośmiu mężczyzn i trzy kobiety to
migranci z Tunezji
. Jak w rozmowie z mediami tłumaczyła właścicielka pudla, przypłynęli do Włoch z nadzieją na znalezienie pracy.
Cytowani przez lokalną prasę strażnicy wskazywali natomiast, że do tej pory jeszcze ani razu nie spotkali się z sytuacją, w której imigranci przypłynęliby z psem lub bagażem.
Zdjęcia turystów-imigrantów skomentował m.in. jeden z czołowych włoskich polityków,
Matteo Salvini,
lider Ligi Północnej.
"Oto stopień upokorzenia Włoch spowodowany polityką rządu. Jesteśmy teraz za granicą obiektem żartów" - napisał.
Salvini od dawna
krytykuje politykę włoskiego rządu wobec imigrantów
. W zeszłym tygodniu sam pojawił się na Lampedusie.
W ostatnich dniach na włoską Lampedusę przypłynęło wielu Tunezyjczyków. To właśnie oni stanowią teraz większość migrantów w ośrodku rejestracji na wyspie. Tylko w nocy z piątku na sobotę przypłynęło siedem łodzi, na pokładzie których znajdowało się 200 osób z Tunezji. Burmistrz wyspy nawołuje rząd do ogłoszenia sytuacji kryzysowej. Obecnie w ośrodku rejestracji dla migrantów przebywa ponad
1000 osób
, podczas gdy regularnych miejsc jest w nim 95, dodatkowo stworzono kolejne 100.
- To sytuacja nie do opanowania. Jeśli rząd nie ogłosi stanu kryzysowego na Lampedusie, ja to zrobię - stwierdził burmistrz
Salvatore Martello.