Od 20 marca około 70 kierowców ciężarówek z Gruzji i Uzbekistanu strajkuje na parkingu Graefenhausen West w Hesji przy autostradzie A5. Protestujący są zatrudnieni w grupie spedycyjnej Mazur i od miesięcy domagają się
wypłacenia zaległych wynagrodzeń
. Niemiecka prasa donosi, że strajk się opłacił - pierwszym kierowcom
wypłacono właśnie zaległe pensje
.
Jak donosi Frankfurter Allgemeine Zeitung, upoważniony przez kierowców negocjator Edwin Atema z holenderskiej federacji związków zawodowych FNV zastrzega, że "dyskusja nie została jeszcze zakończona" i oczekuje, że wszyscy kierowcy otrzymają obiecane wynagrodzenia. Według FAZ, niektórym pracownikom firma zalega z wypłatą nawet 8200 euro.
"Aktualnie nie wydaje się prawdopodobne, że kierowcy, w większości Gruzini i Uzbecy, nadal będą pracować dla firm transportowych grupy Mazur, przeciwko której tygodniami protestowali. Możliwe, że zwrócą kluczyki do ciężarówek, a firma Mazur sprowadzi busami nowych kierowców z Polski" - napisał dziennik.
Ostatnio tygodnik Der Freitag pisał o pomocy, jaką świadczą strajkującym niemieckie związki zawodowe: wspierają ich w negocjacjach z pracodawcą, dostarczają żywność, napoje, pomagają z infrastrukturą sanitarną, m.in. Związek Transportu Towarowego (BGL) zdeponował na stacji 1000 euro, żeby strajkujący mogli regularnie korzystać z pryszniców. Kierowcy otrzymali również wsparcie ze strony polityków.
O proteście zrobiło się głośno za sprawą
interwencji agentów Rutkowski Patrol
. Właściciel firmy wraz ze swoimi pracownikami w kamizelkach kuloodpornych próbowali wedrzeć się do ciężarówek. Podejrzewano, że mogą być uzbrojeni. Ponadto poruszali się pancernym pojazdem.
Na miejscu interweniowała policja, która zagroziła pracownikom Rutkowski Patrol, że funkcjonariusze użyją gazu pieprzowego i pałek. Policjanci zatrzymali łącznie 19 osób, w tym właściciela firmy przewozowej.
Krzysztof Rutkowski twierdzi, że działali na zlecenie polskiego przedsiębiorcy, na którego "rzucili się gruzińscy i uzbeccy kierowcy".
Kontrowersji dodaje fakt, że synem właściciela grupy spedycyjnej Mazur jest youtuber Mazek, który na swoim kanale pokazuje
luksusowe samochody
, które kolekcjonuje z tatą m.in. Porsche 911 czy Maybach. Nawet nazwa firmy Mazura widnieje na rejestracjach pojazdów, którymi się porusza.
Ponadto pierwotna nazwa kanału nosiła nazwę "Zawód Syn".
W komentarzach ludzie szybko zaczęli mu wytykać, że jeździ drogimi autami, a jego ojciec nie był w stanie wypłacić zaległych wynagrodzeń swoim pracownikom. Influencer odpowiadał jedynie emotikoną "XD", jednak szybko swoje komentarze skasował.
Mazek opublikował na swoim Instagramie wpis, w którym oświadczył, że
nie ma zamiaru brać odpowiedzialności
za coś na co nie ma wpływu, ponieważ to nie on zarządza firmą.
"Czuję się po prostu źle, że spada na mnie teraz największy hejt przez to co się wydarzyło, mam swoją firmę, którą staram się rozwijać i źle się czuję, że ludzie łączą mnie z tą sytuacją" - napisał.