Wczoraj
kilka tysięcy osób zgromadziło się w Hong Kongu,
aby zaprotestować
przeciwko przemocy seksualnej ze strony policji wobec demonstrujących w ciągu ostatnich miesięcy.
Organizatorzy poinformowali, że w proteście
uczestniczyło około 30 000 osób, podczas gdy policja podała liczbę 11 500.
Policja w Hong Kongu poinformowała, że szanuje prawa osób zatrzymanych i nie otrzymała żadnych formalnych skarg. Podczas środowego protestu kobiety opowiadały jednak
o złym traktowaniu przez funkcjonariuszy.
Według South China Morning Post, jedna kobieta płakała, oskarżając policję o przeprowadzenie
niepotrzebnego przeszukania miejsc intymnych.
Policjanci jednak natychmiast zaprzeczyli jej oskarżeniom.
Inny kobieta powiedziała, że podczas z
atrzymania policjanci odsłonili jej bieliznę. Później nazwali ja prostytutką.
"Powiedziałem im, że mam na sobie sukienkę i poprosiłem, żeby pozwolili mi pójść. Ale, oczywiście, funkcjonariusze byli głusi na moje prośby. Nie wstydzę się mówić o tym, co się stało tamtej nocy, bo nie popełniłam żadnych błędów. Nie jestem słabeuszem. Nie potrzebuję, żeby ludzie mi współczuli".
Protestujący
mieli ze sobą plakaty, a także na znak protestu włączali fioletowe światło w latarkach.