Portal Płock.pl informuje o
dramatycznej sytuacji w płockim pogotowiu
. Okazuje się, że ratownicy medyczni zaostrzyli protest i od 1 października nie pracują. Do pacjentów potrzebujących pomocy przyjeżdżają
zespoły ratownicze z okolicznych miejscowości.
- Część ratowników, którzy pracują na umowach o pracę, poszło na zwolnienia lekarskie, a kontraktowi po prostu nie stawili się w pracy - przekazała szefowa płockiego pogotowia Lucyna Kęsicka.
Oprócz tego płockie pogotowie zmaga się także z brakiem sprzętu:
-
Nie mamy już żadnej swojej karetki.
Do pacjenta na Podolszyce pojechał zespół z kujawsko-pomorskiego. Oczywiście oni stacjonują u nas, w ramach alokacji poczynionej przez wojewodę, co nie zmienia faktu, że jest źle - powiedziała Kęsicka.
22 września Adam Niedzielski poinformował, że doszedł do
porozumienia
ze środowiskiem ratowników medycznych. Zawarto je z Komitetem Protestacyjnym Ratowników Medycznych i Związkiem Pracodawców Ratownictwa Medycznego SP ZOZ. To jednak
nie satysfakcjonuje środowiska ratowników
:
- Na dzień dzisiejszy nie znamy w dalszym ciągu żadnych konkretnych kwot. Nadal nieznana jest chociażby stawka dobokaretki. Tak naprawdę wiemy tylko o tych 30-procentach. My jako pracodawcy musimy znać wszystkie kwoty, by wiedzieć, ile pieniędzy mogli rozdysponować. Chcemy móc usiąść z pracownikami i porozmawiać o realnych podwyżkach. W tej chwili nie możemy tego zrobić - podkreśliła Lucyna Kęsicka.
- W naszym rejonie operacyjnym dzięki Bogu nie doszło jeszcze do żadnej tragedii.
Jakoś dajemy radę. Nie wiem jednak jak długo. Mam nadzieję, że nikt nie umrze przez to, że czekał za długo na karetkę
- dodała.
Jak podaje portal Płock.pl do Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Płocku dostarczono pismo, którego adresatem jest dyrektor Kęsicka. Ratownicy medyczni ze stacji oczekują niezwłocznego spotkania się z przedstawicielami pogotowia i otwartego dialogu.