Bartłomiej Misiewicz
, były rzecznik MON i
pupil Antoniego Macierewicza
wyszedł wczoraj z aresztu. Wcześniej jego rodzina musiała wpłacić
100 tysięcy złotych poręczenia
. Wieczorem umieścił swojego
pierwszego tweeta
, w którym
dziękuje za modlitwy
i obiecuje, że udowodni swoją niewinność. Apeluje też, żeby podawać jego pełne dane osobowe.
"Bardzo dziękuję za wszystkie wyrazy wsparcia i modlitwy!!! Jestem pewny, że udowodnię swoją niewinność przed Sądem. Tymczasem... carpe diem! :) Ps.
Nazywam się Misiewicz, Bartłomiej Misiewicz. A nie Bartłomiej M.
.. ;)" - napisał.
Misiewicz spędził w areszcie prawie pół roku w związku z oskarżeniami dotyczącymi m.in. działania na szkodę Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Tymczasem w
Super Expressie
Luka Szaranowicz
, przedstawiciel Misiewicza zdradził szczegóły dotyczące jego pobytu w areszcie, który
"bardzo go odmienił"
.
- Mój klient
mocno zeszczuplał, zrzucił kilkanaście kilogramów
- powiedział, podkreślając, że to raczej kwestia stresu niż więziennej diety.
Zdradza też, że Misiewicz w areszcie pełnił obowiązki bibliotekarza.
- To dało mu dość fajny dystans do tego wszystkiego i patrzy na świat nieco inaczej - dodaje Szaranowicz.