Borkoś (Marcin Borkowski) jest ratownikiem medycznym, który w internecie zasłynął dzięki nagrywaniu swoich interwencji. Po zwykłej pracy "na karetce" wsiadał na specjalny motoambulans. Dzięki temu, że jeździł jednośladem, często docierał do potrzebujących szybciej niż zwykły ambulans. Jego kanał i interwencje zyskały dużą popularność. Społeczność, która się przy tym wytworzyła,
wspiera Borkosia na Patronite
. Niedawno on sam uległ poważnemu wypadkowi i długo wracał do siebie. Jedną z pierwszych osób, które udzielały mu pomocy, był jeden z fanów jego kanału.
Donald.pl: Jesteś bardzo lubiany, pod twoimi wpisami i filmami w sieci nie ma prawie negatywnych komentarzy. Taki fenomen czy dobra moderacja i usuwanie?
Borkoś: Chyba fenomen, bo nie mam czasu na moderację i usuwanie. Pewnie czasem trafi się wyjątek, ale rzeczywiście, mocno ponad 90% to albo merytoryczne wpisy, albo pozytywne opinie.
Donald.pl: Dlaczego tak jest? Ochrona zdrowia, cały jej system, budzi jednak mieszane uczucia, medycy bywali też ofiarami hejtu. Choćby dlatego, że trzeba długo czekać na karetkę.
Borkoś: To pewna całość i system. Ratownictwo jako kierunek w Polsce jest na bardzo wysokim poziomie. Tak wysokim, że ratownicy są bardzo chętnie zatrudniani za granicą, więc część talentów uciekła. Wiele osób się doszkalało i znalazło sobie nowe role.
Donald.pl: Na przykład jakie?
Borkoś: Na przykład zostali perfuzjonistami, czyli takimi specjalistami od płucoserca i pomagają kardiochirurgom. Albo poszli na pielęgniarstwo ze specjalizacją anestezjologiczną. Zawód ratownika został potraktowany po macoszemu i to trzeba jasno powiedzieć. Więc co bystrzejsi awansowali i są w systemie, ale nie na karetce, albo są za granicą, albo w ogóle pracują poza zawodem.
Na karetce nie ma rozwoju.
Donald.pl: Właściwie system zrobił, co się dało, żeby wybili sobie tę pracę z głowy.
Borkoś: A teraz na karetkę bierze się, kogo się da, bo brakuje ludzi. A przecież zdarza się, że ludzie pracują po 350, nawet 400 godzin w miesiącu.
Donald.pl: No właśnie, robiłeś super robotę, ale trudno nie zapytać: jakim cudem Ci się chciało? Innymi słowy: skąd Ty się chłopie wziąłeś?
Borkoś: Z potrzeby. Był marzec 2020, pandemia dopiero zaczynała się na dobre. Słyszałem w radiu, jak gdzieś był wypadek, służby domagały się medyków. Albo pożar, albo inne wydarzenie i nas nie ma. A my wtedy wieźliśmy znowu pacjenta poza miasto, bo szpitale pełne i szukaliśmy wolnego. Wtedy powołałem do życia ten projekt z motoambulansem. Dzięki temu szybko docierałem na miejsce zdarzenia w przestrzeniach publicznych, ale też odciążałem system, kiedy interwencja nie była potrzebna.
Borkoś: Czyli na przykład mówiłem facetowi leżącemu w krzakach, że nic mu nie jest i żeby poszedł spać do domu. Bo leży i ludzie myślą, że coś mu jest i dzwonią po karetkę. A ja umiem go zbadać i mam wszystko, co trzeba, żeby z całą odpowiedzialnością powiedzieć: "nic ci nie jest, idź do domu". I wtedy karetka nie przyjeżdża, traci mniej czasu, ktoś inny krócej czeka.
Donald.pl: Daje się zauważyć, że w tych twoich interwencjach jednak nie ma zniecierpliwienia, czy nerwów. Chociaż czasami byłyby zrozumiałe. Jest na przykład interwencja w przypadku dziewczyny, która wzięła dopalacze i nie może wstać, ale też ukrywa przyczyny. Jest albo empatycznie, albo przynajmniej profesjonalnie.
Borkoś: Pomoc należy się każdemu, pijakowi, przestępcy, choćbym miał się gotować w duszy, ratowałbym nawet pedofila. Choćby był złapany na gorącym uczynku i na przykład zlinczowany. Wszystkich traktuję zgodnie z powołaniem zawodu.
Donald.pl: A jak pomagałeś na tym motoambulansie, poza karetką, to właściwie kim byłeś? Wolontariuszem czy ratownikiem takim wysłanym przez system?
Borkoś: Na początku byłem wolontariuszem, potem działałem w ramach systemu. To działa tak, że wojewoda zwracał się do stołecznego WOPR. Ja jestem tam w strukturach, dlatego mogłem jeździć na sygnałach.
Donald.pl: Nie dałoby się ciebie jakoś rozmnożyć? Dlaczego nie ma więcej motoambulansów?
Borkoś: Są w różnych miastach, są też na przykład sezonowo nad morzem. Myślałem, że będzie tego więcej, także w Warszawie, bo dostałem gratulacje i podziękowania po tej katastrofie autobusu, który spadł z wiaduktu. Byłem tam pierwszy. Poruszałem potem kwestię, że przydałoby się więcej takich jednostek, ale temat nie wzbudził chyba zainteresowania, bo umarł śmiercią naturalną.
Donald.pl: A co będziesz teraz robił, chyba za szybko nie wrócisz do pracy?
Borkoś: Warunkiem sprawnego uciskania klatki piersiowej są dwie ręce proste w łokciach. Mnie jedna ręka się jeszcze w pełni nie prostuje i za szybko to się nie stanie. Pracuję nad innymi projektami, na przykład opracowaniem motoambulansu elektrycznego. W tej chwili mam też żonę w ciąży, więc będę dzielił obowiązki.
Donald.pl: Gratulacje, wiemy, że masz już synka. A Ty coś oglądasz w wolnym czasie? Jakieś kanały, jakieś profile ratownicze? Co polecasz?
Borkoś: Oglądam i lubię profile medyczne w polskim internecie, ale one w większości są skierowane do medyków, profesjonalistów, a nie do zwykłych ludzi. Ja przedstawiam przede wszystkim proste rzeczy, pierwszą pomoc, wywiad SAMPLE. Edukuję ludzi i pokazuję: widzicie, to są proste rzeczy, pierwsza pomoc.
Donald.pl: A nie boisz się, że będziesz miał patofanów? Wiesz, ty masz studia, doświadczenie, umiejętności. A w końcu kogoś może kusić, bo ciekawy content, bo duże zasięgi, bo ludziom się podoba.
Borkoś: Idąc tym tropem to ktoś, kto prowadzi kanał o lataniu, nie powinien tego robić, bo jakiś zapaleniec ukradnie awionetkę i będzie sobie latał. A tu każdy, kto zdecyduje się pomóc, wyciągnie ofiarę z samochodu, udrożni drogi oddechowe, jest niezmiernie ważny. Jeżeli ktoś pomoże niewprawnie, ale pomoże, to już dużo lepiej.
Pokazuję, że to często są proste rzeczy, na przykład
wywiad SAMPLE
. Czyli wypytanie o podstawowe rzeczy poszkodowanego. To ważne, bo teraz jest przytomny, a potem może nie być i twoja pomoc będzie polegała na tym, że przekażesz ratownikom, co się stało, jakie leki przyjmuje, na co choruje.
Donald.pl: Jest kilka powszechnych strachów przed pomaganiem, na przykład, że uszkodzimy kręgosłup, takiego na przykład, motocyklisty po wypadku.
Borkoś: Statystycznie jest na to mała szansa, dużo bardziej niebezpieczne i prawdopodobne jest zadławienie się krwią, wymiocinami albo podobną mieszanką. To jest coś, co może zabić w pierwszych minutach.
Donald.pl: Dobra, a inny popularny lęk? Co jeżeli będziemy wykonywać uciskanie klatki piersiowej i złamiemy żebro...
Borkoś: ...i to żebro przebije płuco? Znowu, prawie nie ma na to szans. I nie ma też żadnej odpowiedzialności karnej. To nieudzielenie pomocy jest karalne. Miałem zajęcia na oddziale medycyny sądowej, serio, nigdy nie spotkałem się z takimi przypadkami.
A ratownictwo to rachunek zysków i strat, lepiej ratować.
Donald.pl: Ok, powiedzmy, że ktoś czyta ten wywiad, odkrył twoje filmy i się zapalił. Też chce tak umieć, przynajmniej na poziomie pierwszej pomocy. To, co ma zrobić, od czego zacząć?
Borkoś: Od apteczki i podstawowego przeszkolenia. Na Grochowie (dzielnica Warszawy) jest dwóch moich widzów-fanów, którzy na hulajnogach patrolują teren. Są niepełnoletni, ale przeszkoleni. Oczywiście wszystko za zgodą rodziców. To jest mój cel teraz: sprawić, żeby ratowników było jak najwięcej, więcej niż trzeba.
Uważam, że tak jak w takim Izraelu każdy jest po przeszkoleniu wojskowym i umie obsługiwać broń, tak my powinniśmy być przynajmniej ratownikami. Wyobraź sobie, że jak twoim bliskim coś się dzieje, to na pewno blisko byłby ktoś, kto umie pomóc, że w pobliżu na pewno byłaby apteczka. To jest do zrobienia.
Donald.pl: Masz jakieś wady w ogóle? Coś za fajny jesteś.
Borkoś: Mam silny charakter, jestem dyktatorem. Wiele osób z pracy, ratownicy czy ratowniczki płakały przeze mnie. Zdarzało mi się pyskować także przełożonym, kiedy uznałem to za stosowne. Jak trafiłem do WOPR, to prezes podzwonił po znajomych i efekt był taki: "wariat, ale pozytywny, jakby ktoś miał mnie ratować, to on".
Donald.pl: Trochę ostrzeżenie, trochę polecenie.
Borkoś: Nie przepuszczam chały. Stawka idzie o ludzkie życie, błąd grozi kalectwem. Jak ktoś się nie nadaje, nie chce mu się, niech idzie gdzieś, gdzie błąd kosztuje mniej.
Donald.pl: Często występujesz w takiej czapeczce z napisem "I fix stupid", co można przetłumaczyć jako "naprawiam głupotę". Skąd to się wzięło?
Borkoś: Jeszcze z pogotowia. Często moje interwencje biorą się z tego, że ktoś powiedział "potrzymaj mi piwo" i zrobił coś, czego nie powinien. To banał, ale naprawdę wciąż walczymy przede wszystkim ze skutkami testosteronu i głupiej odwagi podkręconej alkoholem albo narkotykami. Pamiętam taki przykład: świetnie wysportowany chłopak robił taką sztuczkę na imprezach, że na balkonie bloku stawał na rękach na ogrodzeniu. Za nim przepaść, czwarte piętro a on skakał znowu do środka i tańczył dalej. Raz mu się nie udało, spadł na ogrodzenie.
Borkoś: Nie, rany były śmiertelne. Czasem jest ciekawiej, bo na przykład raz pewien pan włożył sobie słoik.
Donald.pl: Zgadujemy, że nie do ust?
Borkoś: Nie, w tę drugą stronę. Jego żona zarzekała się, że tak nieszczęśliwie upadł.
Donald.pl: A słoik jaki, czego, po czym?
Borkoś: Słoik po Gerberze, takim z jedzonkiem dla dzieci.
Donald.pl: A dlaczego akurat po Gerberze?
Borkoś: Nie wiem, może myślał, że jak po Gerberze to zdrowy.
Donald.pl: Czego ci życzyć, poza zdrowiem?
Borkoś: Więcej ratowników, takich cywilnych. Uważam, że to jest teraz najważniejsze i tym się zajmuję. Będę chciał dalej szkolić ludzi, wprowadzać kolejne projekty w życie. Mam tę apteczkę, która jest podsumowaniem moich 30 lat doświadczenia. Dam wam jedną (potwierdzamy, dał nam jedną - przyp. redakcji). Jest projekt elektrycznego motoambulansu, o którym mówiłem. Myślę nad gadżetami, na przykład dwustronną bluzą, taką cywilną, którą można będzie obrócić na odblaskową stronę w razie potrzeby.
Donald.pl: Zdrówka, spełnienia i marzeń, i planów.