fot. East News
Posłanka
Marcelina Zawisza
w rozmowie z PAP przyznała, że w
Partii Razem
pojawia się coraz więcej głosów dotyczących wyjścia z klubu Lewicy. Ma mieć to związek z przekonaniem, że rząd nie realizuje swoich postulatów. Wcześniej o możliwym rozłamie mówił też Adrian Zandberg.
Marcelina Zawisza w Studiu PAP mówiła m.in. o braku zgody w koalicji co do
ustawy o związkach partnerskich
. Według posłanki Razem temat nie budzi kontrowersji w społeczeństwie, ale wśród polityków PSL, a premierowi na tym temacie "nie zależy".
- Potrzebujemy woli politycznej. Potrzebujemy decyzji premiera. Jeśli będzie chciał i będzie mu na tym zależało, to zostanie to zrealizowane. (...) Niech przekona PSL. Nie widzę sytuacji, w której premier rządu, który obiecuje, że coś będzie zrealizowane, nagle chyłkiem się wycofuje (...) albo chce, żeby się mniejsi partnerzy po prostu bili" - mówiła.
Zawisza przyznała też, że w związku z tym, że rząd nie realizuje swoich postulatów,
coraz częściej mówi się o wyjściu Razem z klubu Lewicy.
- W niedzielę mamy Radę Krajową, będziemy dyskutować na ten temat. Dla nas najważniejsze jest zadbanie o to, żeby ten proces, niezależnie od tego, gdzie nas doprowadzi, był po prostu demokratyczny i żebyśmy uwzględnili głosy wszystkich radnych. Ale tak, jak rozmawiam z ludźmi, to nie jest kompletnie wykluczone, że skończy się właśnie w ten sposób - mówiła.
Posłanka dodała, że Razem dalej będzie próbowało przekonywać Nową Lewicę, aby mocniej walczyła o realizację takich postulatów jak podwyższenie pensji w budżetówce czy przeznaczenie 8% PKB na ochronę zdrowia.
- W związku z tym ten rząd nie realizuje rzeczy, co do których się zobowiązał, ponieważ każdy w tej umowie koalicyjnej widzi jakiś inny kierunek i prowadzi to do sytuacji, w której naprawdę coraz częściej słyszę na ulicy, że jeśli ten rząd będzie postępował tak, jak postępuje, to za trzy lata Prawo i Sprawiedliwość wróci do władzy - stwierdziła.
O tarciach w klubie Lewicy mówiono już od pewnego czasu. Temat powrócił po
słabym wyniku Lewicy w wyborach do Parlamentu Europejskiego
, która ostatecznie do Brukseli wyśle tylko 3 europosłów.
- To jest cena za brak wyrazistości. To jest cena za brak odważnej komunikacji i cena za to, że bardzo wielu wyborców, którzy głosowali na Lewicę, po pół roku tego rządu jest mocno rozczarowanymi, jak ten rząd rządzi - mówił Zandberg 14 czerwca w Onet Rano.
W podobnym tonie wypowiadał się również w środę na antenie TVN24.
- Lewica jest dziś w tej sprawie podzielona. Część Lewicy, czyli koleżanki i koledzy z Nowej Lewicy, podjęli decyzję, żeby wejść do tego rządu. A część Lewicy, czyli posłanki i posłowie Razem, zdecydowali, żeby do rządu nie wchodzić - mówił.
- Po pół roku [rządów Tuska] to jest czas na to, żeby odpowiedzieć sobie uczciwie na pytanie, co udało się z lewicowego programu zrealizować, a co się nie udało.
Moja ocena tego jest mocno krytyczna. Uważam, że udało się po prostu niewiele.
Zandberg podkreślał, że Razem nie jest częścią rządu.
- My głosujemy racjonalnie i tak też będziemy głosować w przyszłości. Ja nie będę podejmować decyzji za koleżanki i kolegów z Nowej Lewicy, czy być dalej w tym rządzie, czy nie. Lewica, która nie zrealizuje swojego programu, i będzie utrzymywała rząd, który realizuje inny, centroprawicowy program, to może na koniec po prostu tylko zaśpiewać "dobry Tusku, a nasz panie, daj nam wieczne spoczywanie" i sama się położyć do grobu. Bo po prostu wyborcy lewicy nie będą mieli wtedy powodu, żeby pójść na tę Lewicę zagłosować.
Do wątpliwości Zandberga i Partii Razem odniosła się też dziś
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk
z Lewicy.
- Gdyby nie Lewica w rządzie, to np. dodatki dla pracowników nie trafiłyby do 200 tys. osób. Dla mnie polityka to dowożenie spraw - posłom Razem zabrakło odwagi do wejścia do rządu - mówiła. - Trochę więcej zaangażowania, więcej działania, a trochę mniej komentowania. I na pewno będziemy mogli być wspólnie bardziej skuteczną formacją, czy dwoma formacjami, w tej rządowej koalicji.